Dawno tu nie pisałam. Dużo się działo w moim prywatnym życiu, na socjum mniej. Wszyscy zabiegani, część wyemigrowała, potem przyszła pandemia... Ale dzisiaj muszę.
19 sierpnia odleciała do nieba nasza efkama - Ewa Marszałek.
Ewa była z socjum od początku, była jedną z głównych organizatorek naszych akcji i administratorem strony. Od początku działała aktywnie we władzach Stowarzyszenia. Bez niej nie byłoby socjum.
Efka była człowiekiem z ogromną energią i charyzmą. W to, co robiła zawsze wkładała swoje serce. Ja zapamiętam ją głównie jako tą, która potrafiła zjednać sobie wszystkich i porwać ich do działania. Tak było podczas Fontanny Kolęd, gdzie wciągała do wspólnego kolędowania policjantów i radnych. Jakimś cudem zawsze potrafiła zdobyć pieniądze na realizację swoich planów. Stwierdziła, że w Kępnie nie było jeszcze pokazu laserów - parę dni i to zorganizowała! Potrafiła jednoczyć ludzi i łagodzić spory. Co chwilę miała nowy pomysł i nowy projekt - pamiętam jak pod jej wodzą kobiety dokumentowały budynki z kępińskiej listy zabytków. Jej "dzieckiem" były kępińskie wianki. Wspólne śpiewanie pieśni i puszczanie pływających lampionów na wodę. Ewa chciała by w naszym mieście działy się ciekawe rzeczy, byśmy nie byli gorsi pod względem dostępu do kultury od dużych metropolii. A ile osób przyciągnęła do socjum! Jej cała rodzina, przyjaciele zarażali się od niej pasją, a my zyskiwaliśmy nowych cmentarnych pomocników.
Dla mnie Ewa była przede wszystkim bardzo ciepłą, serdeczną i dobrą osobą. Zawsze chętna, by komuś pomóc, by wysłuchać. Dla drugiego człowieka poruszyłaby niebo i ziemię. Uwielbiałam jej ciepły głos, jej poczucie humoru, jej hasło "laska, cho no tu" - jak znowu coś fajnego wymyśliła i chciała mi o tym powiedzieć. Z Ewą zawsze coś się działo, zawsze było wesoło. Czy to podczas organizowanych przez socjum rajdów pieszych dawną koleją, czy już prywatnie podczas spływów kajakowych.
Efkama to był człowiek pełen pasji. Jak wyemigrowała do Norwegii co chwilę miała nowe zainteresowania, którym oddawała się do głębi. Badała swoje drzewo genealogiczne, hodowała roślinki w paludarium, wymarzyła sobie niezwykłego kota. Wszystko ze 100% zaangażowaniem, wiedzą i całym sercem. Ale tego serca starczało też dla przyjaciół i dla rodziny. Jak ona kochała swoje dzieci i wnuki! Byli dla niej wszystkim. Z radością obserwowałam jak Efka w Norwegii rozkwita, jak się realizuje i spełnia swoje marzenia. To wszystko przerwała szybko postępująca choroba.
Wierzę, że Ewa tam po drugiej stronie już organizuje sobie i nam rzeczywistość. I w to, że jak my zapukamy do bram św Piotra, będzie tam czekała z jakąś akcją: może spływ po rajskich rzekach, albo piknik na niebiańskich łąkach. Ewa na pewno coś wymyśli...