To nie jest zadna wirowka do osuszanla butelek. Pracowalam "na tym " majac 14 lat - to byla praca wakacyjna wlasnie w rozlewni na ul Warszawskiej a wtedy Armii Czerwonej. W tym duzym kole byly trzy przegrody i nakladalo sie tam brudne butelki z naklejkami,osami,muchami i resztkami splesnialych napoi czasem to i myszka martwa bywala :-). Te bytelki trzeba byo zamoczyc w wodzie ktora sie uzupelnialo gumowym wezem -wlasnie w tym kole. Nastepnie z uzyciem duzej sily trzeba bylo to kolo przeciagnac i zablokowac widocznym drutem z hakiem by sie nie przesowalo-bo butelki potrafily wysypac sie lawina na podloge. Potem gdy naklejki i resztki sie odmoczyly trzeba bylo siegac prawa reka do tego kola i nakladac je na szczotki wirujace w tym mniejszym kole ,ktore obracalo sie wokolo i wokolo wlasnej osi. Nastepnie gdy one juz przelecialy jedno-dwa okrazenia wyjmowalo sie je i wkladalo w to kolo po lewej stronie gdzie byly plukane woda pod cisnieniem -stad ta pocieta guma na gornym brzegu by nie pryskalo w oczy-ale i tak pryskalo-wierzcie mi razem z przyjaciolka bylysmy od rana do wieczora mokre i mialysmy strasznie pociete dlonie bo te butelki pekaly na tych szczotkach i czasem czlowiek w pospiechu wsadzil dlon w te krecace sie resztki po butelkach. a gdy mylo sie butelki po skisnietym piwie to trzeba wiedziec ,ze skora z rak poprostu schodzila platami. No tak ,gdy juz umyly i wyplukaly sie butelki to trzeba je bylo przejzec i tu wlasnie brakuje duzej kwadratowej lampy na ktora sie patrzylo przez te umyte butelki . Po lewej stronie stala skrzynka (drewniana) na tasmie z metalowych rolek i tam wkladalo sie te butelki i popychalo skrzynke do nastepnego pomieszczenia gdzie byly nalewane a potem etykietowane-ale nam nie wolno bylo nalewac piwa bo bylysmy nieletnie :-)