Faktycznie, klimat takich sklepów był specyficzny. Wchodząc do nich można było na chwilę przenieść się do let międzywojennych lub nawet wcześniejszych (pod warunkiem, że towaru było pod dostatkiem, bo jeśli trzeba było odstać w kolejce godzinkę lub dwie to czar szybko pryskał). PRL przejmując handel w swoje ręce nie zadała sobie trudu modernizacji tych obiektów (chyba, że coś już prawie rozlatywało się). Potem zaczęto budować jakieś "Samy" itp. , ale równocześnie towar zaczął znikać z półek. Pozostał tylko klimat dawnych lat, który stopniowo zanikał wraz z ogólną dekapitalizacją obiektów i narastającą wściekłością społeczeństwa, które coraz wyraźniej zauważało, że socjalizm jakoś się nie sprawdza.
Do lat 80-tych uchowało się tylko kilka takich sklepów - skansenów, które mimo tego działały o wiele lepiej od innych, bo wciąż były prywatne. Tam można było zawsze kupić to, co było potrzeba. Pamiętam sklep pań Mądrych na Rynku, pani Balonowej, również na Rynku. Prócz tego sklep-warsztat z częściami do rowerów pana Skiby (o ile się nie mylę), który był w tym miejscu, gdzie dziś jest cukiernictwo "Gagatek". Była jeszcze pani Walkowska na Sienkiewicza no i garstka innych. W późnym PRL te sklepy wciąż miały dawny klimat, no i jeszcze dodatkowo - towar.
Dziś takich sklepów już nie ma i w całym Kępnie uchowały się jedynie nieliczne witryny sklepowe przypominające wygląd miasta z lat przedwojennych. Chyba jedną z ostatnich jest ta na Wawrzyniaka, z częściami RTV (piloty itp), naprzeciw sklepu za 5 zł, obok byłego magla. Pewnie jest jeszcze kilka innych podobnych, ale jakoś ich nie kojarzę.
Sklep z duszą, w dobie marketów mało jest już takich sklepów. Nigdy w nim nie byłam ale jest uroczy.Te półki, półeczki i sposób segregowania układania bliski sercu memu. Cudnie.Sprzedawca też sympatycznie wygląda.
Po wakacjach gdy nadchodził czas budowania latawcy tylko w tym sklepie można było kupić patyczki do budowy szkieletu. Na pytanie czy są patyczki do latawcy padała niezmienna odpowiedź p Stasierskiego nie są tylko do kiszek.
To P. Stasierski w swoim sklepie , który był zaraz na początku u. Warszawskiej po prawej stronie idąc od Rynku. najczęsciej sprzedawała tam Jego żona - ach co to był za sklep , do dzis pamiętam zapach jaki tam panował - korzenno- przyprawowy . A wybór cukierków był dla mnie dziecka był ogromny ! W okresie przed Bożym Narodzeniem rewelacja dla dzieciaków był na wystawie mikołajek z kiwającą sie głową.
Ta "obfitość" towarów w sklepach z czasów PRL skończyła się gdzieś w połowie lat 70-tych. Dno dna wystąpiło w latach 1981-82. Potem była pewna nieznaczna poprawa ( podkreślam słowo - nieznaczna). Krążyły wówczas takie dowcipy, mianowicie: gdyby na Saharze panował socjalizm to wkrótce zabrakło by tam piasku.