Wspomnienie czasów, gdy wmawiano nam przyjaźń z ZSRR, w rzeczywistości "przyjaźń" jednostronną, do zasobów naszego kraju, do wytworów rąk ludzkich, do ziem naszych. "Przyjaźń" bardzo daleko idącą, gdyż "Jasne narodów słońce" - dyktator obcego państwa "łaskawie" własnoręcznie poprawiał naszą konstytucję. Obcego państwa, z którego stolicy wrócił - zmarły w co najmniej dziwnych okolicznościach - ówczesny (pierwszy) prezydent PRLu (który to wówczas - do 1953r. - mienił się jeszcze jako Rzeczypospolita Polska)...
Dzielni "Żołnierze wyklęci" walczyli wówczas jeszcze za kraj, starając się odeprzeć okupanta, lecz ich działania z góry były skazane na porażkę, co ich nie zniechęcało. Przecież ostatni z nich zginął 11 lat po śmierci Bieruta! Jakaż to miłość do Ojczyzny popchnęła ich do aż tak długiej walki za ten kraj, "gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała, gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała, a wszystko przepasane, jakby wstęgą, miedzą zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą."
Później nastały czasy Solidarności. Wielkiego związku, które nie był idealny, ale pozwolił nam na uzyskanie odrobiny wolności. Związku ludzi, którzy "byli odważni w czasie walki, ale przegrali w czasach pokoju. Większość tych, którzy stworzyli "Solidarność", w wolnej Polsce znalazła się na marginesie. Świetnie za to urządzili się oportuniści i ci, którzy do "S" przyłączyli się w ostatniej chwili.
Znowu się okazało, że prawdziwi bohaterowie zawsze przegrywają. Wygrywają za to komiwojażerowie wszelkich rewolucji. Bo dla nich wszystko jest interesem. A ludźmi tylko manipulują. Znakomicie opisał to już Dostojewski w "Biesach".
Kiedy rozmawia się z bohaterami sierpnia 1980r. są zgorzkniali, ale nie żałują. Bo nie robili tego dla siebie. Teraz zwykle żyją biednie, ale wciąż są dumni. Nie obnoszą się ze swymi zasługami. Czasem tylko się dziwią, że ci, którzy teraz przypisują sobie wielkie czyny, wtedy siedzieli cicho. Głośni zaczęli być wtedy, gdy odwaga mocno staniała.
Prawdziwi bohaterowie nie są żądni odwetu. Tylko czasem zastanawiają się, jak było możliwe, że ich prześladowcy tak dobrze się urządzili w nowej rzeczywistości. Jak spadli na cztery łapy ci, którzy z apologetów dawnego sysago w jeden dzień stali się heroldami demokracji. Dlaczego oportuniści i tchórze znaleźli świetne posady w bankach, mediach i firmach, a odważnym nadal było trudno?
Warto dziś oddać hołd bezimiennym bohaterom. I krytycznie spojrzeć na tych, którzy wszelkie zasługi przypisują tylko sobie. Warto się zastanowić, dlaczego ci ostatni tak łatwo się dogadali z ludźmi dawnego reżimu?"
(w drugiej części pozwoliłem sobie wpleść cytat, gdyż sam lepiej nie wyraziłbym swoich odczuć, które są identyczne jak anonimowego autora tej wypowiedzi).
jak chodziłem do podstawówki to gazetek związanych z rewolucją październikową nie wyrzucało się, po ich ściągnięciu do śmieci tylko chowało, żeby je znów zawiesić za rok, potem za rok a potem za rok i znowu