panrysio - muszę się troszkę wtrącić - jak nie mam zastrzeżeń do całego komentarza i się w większości z nim zgadzam, jeden szczegół mnie poruszył i muszę sprostować:
1. kwestia nazwiska Skorzennego - nie jest ono pochodzenia polskiego, wymawia się Skorcenny, także akurat jego przykład do polskich nazwisk wśród Niemców jest trochę chybiony ( pomijając już fakt, że Skorzenny był Austriakiem, a tylko uważał się za Niemca w związku z 9,5 wieczną historią Austrii jako Rzeszy Wschodniej w Związku Niemieckim, wykluczonej z tego związku dopiero po klęsce pod Sadową w 1866 roku)
2. czy był on zajadłym nazistą? na pewno należał od 1932 roku do partii narodowo-socjalistycznej, był pod wielkim wpływem Hitlera i był jego "prawą ręką" w kilku przedsięwzięciach militarnych, ale na pewno nie był zbrodniarzem wojennym, na co wskazuje chociażby uniewinniający wyrok w Norymberdze i zwolnienie go z więzienia. Był po prostu skutecznym żołnierzem nowoczesnej wojny, stosującym fortele w granicach III Konwencji Haskiej - i za tę swoją skuteczność został ogłoszony najniebezpieczniejszym człowiekiem w Europie i podejrzewany o udział lub organizację różnych puczów czy nawet akcji terrorystycznych, a plotki te rozsiewali żadni sensacji dziennikarze, jak nie przymierzając w dzisiejszych czasach tabloidy.
To tylko tyle gwoli ścisłości.
Tak się złożyło, że w mojej rodzinie trafiali się tacy, którzy walczyli zarówno w armii niemieckiej, austriackiej jak i rosyjskiej. Trochę znam te klimaty i przy okazji chciałbym stwierdzić, że większości zmarłych (zwłaszcza poległym żołnierzom) należy się co najmniej chwila zadumy (większości!!!, bo nie będziemy raczej żałować marginesu w postaci ewidentnych złoczyńców, ale też raczej nikt z nas, nawet mimo mało chwalebnej przeszłości nieboszczyków nie będzie pluł na ich groby). Miejsca pochówku są święte i generalnie trzeba je szanować!
Ale w tym miejscu mała refleksja: jakie uczucia może wywołać wizyta na grobie Stalina w Moskwie? Gdyby Hitler miał swą kwaterę na jakimś cmentarzu, to czy bylibyśmy w stanie wykrzesać z siebie nad ną jakieś pozytywne treści? Czy ktoś (prócz wielbicieli) zapłakał na wieść o śmierci Pol-Pota? Krótko mówiąc, czy po zbrodniarzach też należy płakać, a potem dbać o ich groby? Niestety, nie znam pełnej odpowiedzi na takie pytanie (a chyba wielu z nas je sobie zadaje).
Wracając jednak do unteroffizier`a Grzemby, to po pierwsze: nazwisko jeszcze o niczym nie świadczy (w Polsce i w Niemczech spotykało się i spotyka wiele obcobrzmiących nazwisk, przykład to choćby zajadły nazista Skorzeny, a z drugiej strony bohater AK - Fieldorf "Nil". Po drugie - większość młodych, zdrowych Polaków przed 1918 rokiem była zmuszona do służby wojskowej w armiach państw zaborczych. Wybór był niewielki, wizja Polski - wielce odległa, a weźmy też pod uwagę ponad sto lat egzystencji narodu w obcych strukturach państwowych. To wszystko było niestety dość skomplikowane. Ale w przypadku podoficera Grzemby rodzi się jedno pytanie: czy uważał się on za Polaka, czy za Niemca, bo w lutym 1919 roku taki dylemat postawić mu chyba musiała historia. I należało raczej opowiedzieć się za jedną ze stron! Czy opowiedział się on - tego nie wiemy. Może ta śmierć była przypadkowa, nikt także nie jest pewny, że zginął on w walce z Powstańcami. Pozostał grób, zagadka i refleksja nad przeszłością. Zagadkę warto by wyjaśnić, natomiast grób niech tu pozostanie na wieki!
Temat jest oczywiście otwarty, bo o tego typu sprawach można dyskutować godzinami, a tylko niektóre rzeczy są jednoznaczne.