Przyjaciele Zippiego jest akurat dosyć fajnym programem dotyczącym edukacji emocjonalnej najmłodszych, natomiast jakość szkoleń oferowanych przez ODNy od lat jest zatrważająca. Wracając do tematu: myślę, że bez kursu ciężko byłoby wyprasować suknię balową żelazkiem z duszą. Ale jestem pewna, że Panrysio by potrafił
Anp, chyba doszedłeś do sedna sprawy. Najwyraźniej musiał to być kurs dla przedwojennych blondynek. Po pierwsze - miały one rozrywkę i mogły sobie poplotkować, po drugie - jakiś przedwojenny odpowiednik Koła Gospodyń mógł tym sposobem zapunktować. Przy okazji każda ciamajda i każdy gamoń mieli szanse potrzymać żelazko w garści i od razu nie wypalić dziury.
Dziś czasy blondynizmu wcale nie minęły, a wręcz rozkwitają. Oto przykłady kursów dokształacających proponowanych przez Ośrodki Doskonalenia Nauczycieli: "Kto teleturnieje zna - same szóstki w szkole ma", "Jak pisać protokół, kronikę szkolną?", "Mobbing w pracy nauczyciela bibliotekarza", "Przyjaciele Zippiego". Już mi się nie chciało szukać, ale jestem przekonany, że w innych branżach można znaleźć równie ciekawe tematy szkoleń.
Widocznie w tamtych czasach prasowanie nie było takie oczywiste jak dziś,a może był to kurs dla wykazania się,że coś się robi,albo aby dać kobietom rozrywkę pod pozorem szkolenia.
Ostatnio oglądałam współczesny program w którym uczono min. prasowania. Świadomość tego w jaki sposób można sobie ułatwić życie nawet w tak prozaicznych czynnościach jest cenna Szczególnie wtedy, gdy ma się punkt usługi ręcznego prasowania koszul i nie tylko, jak to w przypadku prowadzącej program.
panrysio napisał/a:
co takiego trudnego jest w prasowaniu, że trzeba było organizować jakieś jego kursy?
sądzę, że wówczas to było dość utrudnione jednak nie dość, że gatunkowo materiały były zapewne bardzo gniotliwe ze względu na brak wszelakich sztuczności to na dodatek żelazka nie posiadały programów z możliwością regulacji temperatury nie wspomnę już o wszelakich fiszbinach, koronkach itp