Mój dom, a wtedy Armii Czerwonej 11, był czyściutki, okna zawsze umyte. Wchodziło się bramą u góry ozdobioną kolorowymi szybkami z słońcem i księżycem. Nie było sklepu ani pizzerni. W pełni zgadzam się z Panemrysiem i jego tezami. Co do domu nr 9 to jego południowa ściana była brzegiem strumienia płynącego do mykwy przy synagodze, stąd nazwa ulicy Strumykowa. Mimo zasypania strumienia, to ciągle w tym domu była wilgoć i jej destrukcyjny wpływ na stan techniczny domu.
Budynek jest, krótko mówiąc - obleśny. Niestety, parę podobnych znajdziemy też w innych punktach miasta. Takie są efekty czasów PRL, gdzie właściciele budynków byli wpraktycznie wydziedziczani i do ich lokali wciskano lokatorów i narzucano grubo zaniżone stawki czynszu. W efekcie większość kamienic popadła w ruinę. Obecnie część wyremontowano, ale też część musiano rozebrać. Wiele wygląda tak, jak na powyższym zdjęciu. W sumie to do dziś nie rozwiązano chyba do końca spraw najmu.
Zdaje się, iż właściciele kamienic utrzymują je głównie wynajmując sklepy czy biura. Mieszkania przynoszą bardzo mały dochód, a często rodzą jedynie problemy. Stąd ciężko wygospodarować środki na porządny remont budynku. Renowacji podlegają więc z reguły jedynie partery (bo tam są sklepy), no i tu każdy sobie rzepkę skrobie i maluje na żółto i na niebiesko. Piętra pozostają zaś w stanie nienaruszonym (czytaj - w dziadowskim).
Niektórzy właściciele kamienic nawet dziś, nauczeni przykrym doświadczeniem, wolą wynająć jedynie parter, a resztę pozostawić wolne. Na opłaty bieżące starczy, zysk jest zerowy, remontów brak, kamienice niszczeją, ale jest za to "święty spokój".