"W 1926 roku Ignacy Mościcki w ramach prorodzinnej polityki wydał dekret stwierdzający, że każdy siódmy chłopak w rodzinie zostanie wpisany jako jego chrześniak. Rodzina musiała mieć nienaganną opinię. Uczciwość, praworządność, szlachetność danej rodziny była sprawdzana przez urzędników administracji państwowej i potwierdzana przez proboszcza lokalnej parafii. List z prośbą i wszystkie potrzebne papiery wysyłało się do kancelarii prezydenta, a ta po ich rozpatrzeniu odsyłała odpowiedź. Do chrztu w imieniu prezydenta trzymał dziecko starosta lub wojewoda. O takim maluchu można było powiedzieć, że ma szczęście. Od państwa otrzymywał książeczkę oszczędnościową z wkładem 50 zł (równowartość połowy ówczesnej pensji nauczycielskiej). Państwo gwarantowało mu także bezpłatną szkołę, lecznictwo oraz przejazdy wszystkimi publicznymi środkami transportu. Za 50 proc. mogło także jeździć jego rodzeństwo. W ten sposób do 1939 roku, w całej Polsce, prezydent Mościcki miał około dziewięciuset chrześniaków. Przywileje, jakimi obdarowało ich kiedyś państwo, nie na wiele się zdały. Właściwie większość z nich nie zdążyła z nich skorzystać z powodu wybuchu II wojny. Przed wojną jeździło się niewiele, a na szkołę wyższą za młody był nawet ten najstarszy. Nie zobaczyli także swoich oszczędności, które - jak obliczyli - obecnie warte są kilka tysięcy dolarów. Pieniądze, które otrzymali, były włożone na konto przedwojennej Pocztowej Kasy Oszczędności i oprocentowane w skali roku na 6 proc. Po wojnie Państwowa Kasa Oszczędności przejęła pieniądze, ale nie zobowiązania. Wojna większości z nich dała się mocno we znaki. Tułali się po Polsce, po całej Europie. Niektórzy doświadczyli zesłania na Sybir, inni wstąpili do armii. Po wojnie komuniści nie uznawali żadnych przywilejów uchwalonych w II Rzeczpospolitej. Po 1945 roku Chrześniacy Prezydenta musieli znaleźć sobie miejsce i nie przyznawać się do tego, kim są. Najwidoczniej ukrywali to bardzo dobrze, bo są wśród nich nawet emerytowani pułkownicy. Ale nie brakuje też księży, jest nawet aktor teatru w Krakowie. To smutne, ale wielu z nich dziś ledwo wiąże koniec z końcem. Obecnie w kraju i za granicą, co udało się potwierdzić poprzez stowarzyszenie, żyje ponad trzystu chrześniaków prezydenta. Stowarzyszenie od lat walczy o zwrot tego, co się należy jego członkom. Pisali już wszędzie - do kolejnych marszałków Sejmu, prezydentów Wałęsy i Kwaśniewskiego, pełnomocnika ds. rodziny. I nic. Owszem, raz doczekali się odpowiedzi. Zaproponowano im zwrot oszczędności według taryfy z 1949 roku. Wtedy za stare 100 zł płacili 3 zł nowe. Propozycję uznali za bandycką. Dziś honoruje ich jedynie Poznań, który mieszkającym tam 10 chrześniakom funduje darmowe przejazdy komunikacją miejską. Są jednak pewni, że dopóki starczy im sił, będą walczyć o swoje. A wiedzą jak to robić. Tylko dzięki uporowi udało im się sprowadzić ze Szwajcarii do Polski w 1993 roku prochy ukochanego prezydenta i jego żony Marii.
1997.06.21. Na Jasnej Górze zorganizowano Zjazd Stowarzyszenia Chrześniaków Prezydenta Mościckiego. "
Była to kwestia dekretu prezydenckiego. Mój wujek też za chrzestnego ma Pana Prezydenta. .
tutaj ciekawy artykuł:
http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090424/MAGAZYN/960024317