Zobacz temat
www.kepnosocjum.pl :: Kępno i okolice :: ARTYKUŁY I PRACE
 Drukuj temat
Żołnierzom Wyklętym
slawomir wieczorek
#21 Drukuj posta
Dodany dnia 12-05-2013 22:41
Postów: 166
Data rejestracji: 29.06.11

Cieszę się Bonobo, że znalazłeś czas, żeby wypowiedzieć się.
Widzę, że dużo czytałeś o Konfederacji. Szczególnie ciekawy jest wątek związany z rolą kobiet w tym całym przedsięwzięciu. Nie wiem tylko, czy tę rolę mamy prawo oceniać negatywnie. Dla mnie zaangażowanie kobiet stanowi powód do dumy. Nasze polskie kobiety potrafią stanąć na wysokości zadania i mobilizować mężczyzn, którzy czasami są gnuśni Wink. Skoro nasi sąsiedzi tak obśmiewali i szydzili z roli kobiet w konfederacji barskiej wyciągam z tego jeden wniosek: Już wówczas rezerwowali dla kobiet trzy razy K. Może dlatego narodził się u nich faszyzm i komunizm? Bo zabrakło tego pierwiastka, który w Polsce istniał od zawsze: dużej i ważnej rola kobiet w życiu codziennym.
Czytałeś pracę ,,Kiedy nami rządziły kobiety'' Konopczyńskiego?
Aż boję się ten wątek zaczynać, bo zacznę pisać i pisać Wink.
W każdym razie o jednej kobiecie w mojej pracy będzie.

Nie namówisz mnie natomiast na dysputy dotyczące roli Kościoła, papiestwa itd.
Ale masz rację, w historii Polski, Kościół nie zawsze stawał na wysokości zadania. Dotyczy to również papiestwa. Tylko nie wiem, czy akurat ten wątek wiąże się szczególnie mocno z konfederacją barską. Co prawda, konfederaci występowali z hasłami religijnymi. Ale do samego kleru mieli stosunek sceptyczny i krytyczny. Podobnie jak ogół hierarchii kościelnej w stosunku do Konfederacji. Jeden czy drugi biskup nie zmienia stanu rzeczy. Obie strony nie dążyły się nadmierną sympatią.
Ale skoro poruszyłeś ten temat, to akurat w przypadku konfederacji barskiej papiestwo dobrze przysłużyło się temu ruchowi.

Co do współczesnej kondycji polskiego (i nie tylko) duchowieństwa nie będę się wypowiadał. Tym bardziej o lokalnych gminnych wieściach. Nie wiem, nie widziałem, pierwsze słyszę. usmiech.

Co do negatywnych opinii na temat konfederacji, to swoje stanowisku już częściowo przedstawiłem. Duża część tych opinii jest skutkiem ciężkiej pracy pruskich i rosyjskich propagandystów mających na celu zohydzenie konfederacji na europejskich dworach. Spreparowane wówczas opinie przez,,światłych'' filozofów ciążą na do dnia dzisiejszego.
Zgadzam z Tobą, że w konfederacji daje się zauważyć to wszystko o czym piszesz. Raz jeszcze jednak podkreślę: problemem jest kwestia proporcji. Zjawiska marginalne lub o niewielkim zasięgu nie mogą stanowić podstawy do ogólnej oceny zjawiska. A z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku konfederacji barskiej. Każde wydarzenie zbrojne przyciąga różnego rodzaju kanalie, które starają się przy okazji rozruchów ugrać coś dla siebie. Piszesz, że konfederatom chodziło głównie o zdetronizowanie króla. Masz rację. Ale akurat w tej kwestii mieli rację, że chcieli to zrobić. W ostatecznym rozrachunku Stanisław August Poniatowski okazał się likwidatorem olbrzymiego europejskiego państwa. I nic tego nie usprawiedliwia. W tym kontekście żałować należy, że nie udało się tego dokonać. Stanisław August to tchórz i nieudacznik który otrzymał olbrzymie państwo a u schyłku swojego życia pobierał jałmużnę od Rosjan.

Wg mnie nie można też czynić zarzutu z tego, że konfederaci szukali sprzymierzeńców. Fakt, że obywatele Turcji wyznawali Mahometa nie ma nic do rzeczy.
Wbrew panującym wyobrażeniom, Turcja była nowoczesnym państwem a większość jej przywódców wykształconymi i światłymi monarchami. To, że konfederaci starali się porozumieć z Turcją świadczy, że religia nie przysłaniała im politycznych horyzontów.

Na razie muszę kończyć, ale jeszcze wrócę do Twoich opinii. Myślę, że polemiką w stosunku do tego co piszesz jest zaprezentowane opracowanie.
Ma ono na celu przedstawić inne spojrzenie na ten epizod z historii w stosunku do tego, który pokutuje w naszej historycznej świadomości. Pewnie nie przekonam Cię do mojej wizji ówczesnych wydarzeń. Ale na pewną wprowadzę jakiś niepokój i sprowokuję do głębszego zastanowienia się nad tą naszą historią.
Dziękuję za wyrażenie własnego zdania. Liczę na dalszą polemikę.
Pozdrawiam serdecznie.

 
slawomir wieczorek
#22 Drukuj posta
Dodany dnia 12-05-2013 23:03
Postów: 166
Data rejestracji: 29.06.11

We Wielkopolsce pierwsze skuteczne działania organizacyjne podjął Wojciech Rydzyński (posiadający dobra m.in. w Dobrzycy). Ten pokrzywdzony w okresie wojny siedmioletniej przez wojska rosyjskie szlachcic, wykorzystując swe wpływy, opracował plan wciągnięcia do konfederacji wszystkich oddziałów armii koronnej, które stacjonowały w Wielkopolsce i sąsiednich województwach. Prace prowadzono w konspiracji. W obozie pod Gębicami 9 czerwca nastąpiło uroczyste zawiązanie konfederacji. W akcie zawiązania dominuje sprawa obrony niepodległości. Czytamy tam, że potencja rosyjska ,,kabalistycznymi sposobami'' dąży do zagarnięcia ,,pod samowładność swą'' całą Rzeczypospolitą.

,,Którz tedy nie pozna rządów absolutnych et autoritatis arbitrariae potencji rosyjskiej w królestwie wolnym polskim? Którz się czego od niej spodziewać, pod kolorami i pretekstami najprzyjaźniejszymi wojsk sprowadzonych, może? Tylko zawojowania całego kraju ! Tak polskiego jako i W.Ks. Litewskiego. Więc kiedy(...)powszechna ojczyzny ratowania potrzeba wyciąga, żeby nie poszła w niewolę moskiewską (…) tejże broni przeciwko nieprzyjaciołom (…) dobywamy i póty owej nie złożymy, póki onych z ojczyzny nie wyżeniemy...''

Rydzyński planował po sformowaniu oddziałów i wchłonięciu stacjonujących we Wielkopolsce regimentów królewskich skierować się na południe w kierunku Krzepic aby połączyć się z oddziałami konfederackimi ziemi wieluńskiej i sieradzkiej a następnie podążyć w kierunku Krakowa, który stać się miał centrum działań konfederackich.

Tymczasem, w okresie apogeum rzezi na Ukrainie, do puszczy krzepickiej między Wieluniem i Byczyną ściągają gromadki kolejnych ochotników, którymi zaczyna dowodzić miecznik ostrzeszowski Aleksander Szembek. W Krzepicach stacjonowała również stukonna królewska chorągiew pancerna. Wojska te stanęły po stronie konfederatów, podobnie jak szereg innych oddziałów królewskich które przyłączyły się do Wojciecha Rydzyńskiego. Powtórzyła się więc sytuacja jaka miała miejsce w południowo-wschodnich prowincjach Rzeczpospolitej. Duża część wojsk koronnych opowiedziła się po stronie konfederatów. U boku Aleksandra Szembeka pojawił się wkrótce jego brat Kazimierz, miecznik oświęcimski i zatorski będący od 1767r. generałem adiutantem w wojskowej kancelarii króla Stanisława Augusta.

Konfederaci z okolic Krzepic nie doczekali się jednak przybycia Wojciecha Rzydzyńskiego.
Najpierw pod Pyzdrami doszło bowiem do starcia z wojskami rosyjskimi. Z tej potyczki konfederaci wyszli jeszcze zwycięsko. Rosjanie w akcie zemsty za brak sukcesu w bitwie puścili całe miasto z dymem.
Po kilku dniach marszu i drobnych potyczkach z rosyjskimi podjazdami w dniu 14 czerwca doszło do zasadniczego starcia z połączonymi wojskami ppłk. Konstantinowa i mjr. Drewicza pod Krotoszynem. Przeważające oddziały wojsk rosyjskich złamały linie obronne konfederatów, którzy zaczęli cofać się w kierunku Zdun. Tutaj konfederatów spotkała niemiła niezpodzianka ze strony dysydenckich mieszkańców miasta, którzy pozastawiali ulice czym się dało i

,,z Moskwą złączywszy się, rzucili się na Polaków z jaką tylko mogli mieć bronią''.

Konfederaci napierani ze wsztkich stron i straszliwie przemęczeni przeszli granicę i wkroczyli na terytorium Śląska gdzie dalej byli ścigani przez oddziały rosyjskie przy cichej aprobacie wojsk pruskich.


www.kepnosocjum.pl/forum/attachments/po_bitwie.jpg
Julian Brandt - ,,Po bitwie''


Zbrojne wystąpienie Niemców-dysydentów zduńskich pogłębiło antagonizmy tych dwóch grup narodowościowych we Wielkopolsce. Zgodnie z rozkazami Rydzyńskiego, rozproszeni konfederaci małymi grupkami i pojedyńczo przez Oleśnicę, Syców, Kępno przedzierali się w kierunku pogranicza wieluńsko-krakowskiego zbierając się m.in. w rejonie Krzepic. Sam dowódca został jednak schwytany i aresztowany przez władze pruskie a następnie osadzony w areszcie.
Wielu przekradających się przez granicę konfederatów zostało z kolei schwytanych przez wojska majora Drewicza już na terytorium Wielkopolski.

Tymczasem działania organizacyjne w rejonie Krzepic nabierały rozmachu.
Do zbrojnego ruchu przystępowała głównie drobna szlachta. Magnaci podchodzili z dużą rezerwą a nawet niechęcią do podejmowanych kroków. Specyfiką naszych ziem był brak wielkich majątków ziemskich oraz bogatej magnaterii, która w większości sprzyjała Rosji.
Drobna szlachta nie była więc poddawana z jej strony politycznemu naciskowi.
Przedstawicielem nielicznej magnaterii był rezydujący w Czarnożyłach pod Wieluniem Adam Brzostowski*. Do wpływowego rodu należeli również Sułkowscy, w posiadaniu których znajdowało się starostwo sokolnickie. Oba rody pochodziły jednak z innych dzielnic Rzeczpospolitej.
Przyciągnięcie do konfederacji przedstawicieli najbogatszej szlachty było marzeniem jej przywódców. Taki też był cel biskupa kamienieckiego Adama Krasińkiego, który wkrótce pojawił się w sąsiedztwie zawiązywanej konfederacji wieluńskiej. Był on czołową postacią i organizatorem ruchu w skali kraju. Często odwiedzał Byczynę, która stała się wkrótce azylem dla rodzin konfederatów zagrożonych ze strony wojsk rosyjskich.
Przeniosła się tutaj Genowefa Brzostowska, matka zwerbowanego przez konfederatów kilkunastoletniego Józefa Brzostowskiego. Do miasteczka napłynęła również spora liczba szlachty która nie zamierzała angażować się w walkę.
To miasteczko leżące po śląskiej stronie granicy było poza zasięgiem wojsk rosyjskich i stało się w niedalekiej przeszłości centrum ,,projektów konfederackich'' i miejscem rezydowania Adama Krasińskiego, który korzystał z gościnności Brzostowskich.
Stąd tak szczegółowa znajomość wydarzeń przez biskupa, który utrzymywał stały kontakt z Genowefą Brzostowską oraz lokalnymi przywódcami ruchu. W jego korespondencji czytamy:

,,ichmość panowie Szembekowie, zjechawszy do Siemianic nad granicę śląską o milę od Byczyny, jegomości pana kasztelanica połockiego starszego tamtędy spacjerem przejeżdżającego zatrzymali i przymusili przysiądz na konfederacją, którego też zaraz z sobą wzięli''.

Z kolei Brzostowska w korespondencji do biskupa z dnia 17 lipca wyrażała żal i wielkie zaniepokojenie, że syn jej został przymuszony przez panów Szembeków do związania się z nimi.
Wydaje się jednak, że Szembekowie nie mieli problemów z nakłonieniem młodego Brzostowskiego do zaangażawania się w walkę. Jego ojciec już od pewnego czasu utrzymywał kontakty z biskupem kamienieckim i był organizatorem partyzantki w Małopolsce i Wielkopolsce.

Jak pisała Genowefa Brzostowska, kilkudziesięcioosobowy oddział konfederatów wyruszył do Wieruszowa, skąd:

,,skarbowych ludzi 40 zabrali i ze 2000 zł wzięli.''

Do oddziałów konfederackich przystąpiło więc we Wieruszowie 40 koronnych żołnierzy.
Właścicielem miasta był w owym czasie Aleksander Kolumna Walewski*

,,Po tym we sto koni poszli do Krzepic, i tam stojącą stukonną chorągiew zabrawszy, udali się ku Krakowu, gdzie spodziewają się pod Częstochową z kilkuset innemi konfederatami wysłanemi z Krakowa złączyć.''

*Aleksander Kolumna Walewski* (h. Pierzchała, odm. Roch) , zm. 1779, właściciel Wieruszowa (1743-1779), chorąży piotrkowski, kasztelan rozpierski. Nielubiany i skonfliktowany z wieruszowskimi mieszczanami. Żonaty z Elżbietą z Kurozwęk Męcińską herbu Poraj, podstolanką wieluńską, siostrą Wojciecha Męcińskiego. Fundator kościoła pw. Św. Katarzyny w Świbie oraz kaplicy Św. Rocha na zawalu.

*Michał Kolumna Walewski (ur. ok.1750, zm.1801), syn Aleksandra Walewskiego, właściciela Wieruszowa. Szambelan królewski, żonaty z Salomeą Psarską herbu Jastrzębiec, bratanicą Fryderyka Jakuba Psarskiego. Po odkupieniu od brata Daniela jego części Wieruszowa, w roku 1788 został samodzielnym właścicielem miasta. W roku 1793 sprzedał Wieruszów pruskiemu ministrowi hr. Karolowi Malzahnowi, właścicielowi Milicza.


Michała Walewskiego, dziedzica Wieruszowa nie należy mylić z Michałem Walewskim (h. Pierzchała, odm. Jastrzębiec), s. Marcina Walewskiego, podkomorzego sieradzkiego.
Poniżej przedstawiam szczegółowszą notkę dotycząca tego drugiego Michała Walewskiego, który dość czesto występuje w literaturze dotyczącej konfederacji barskiej. Będąc związanym z ziemią sieradzką pojawia się również w kontekście ziemi wieluńskiej. To może być przyczyną nie rozróżniania obu postaci.

*Michał Walewski (h. Pierzchała, odm. Jastrzębiec), ur. 1735, zm. 1806, syn Marcina Walewskiego podkomorzego sieradzkiego i Magdaleny Antoniny Szembek. Starosta libertowski, starosta rabsztyński (r.1768), szambelan królewski (r.1766), konsyliarz konfederacji sieradzkiej. Utrzymywał konszachty z Józefem Bierzyńskim z którym starał się opanować wojsko dla Wessla reprezentującego nurt detronizatorski w łonie konfederacji. Wywierał duży polityczny wpływ na samego Kazimierza Puławskiego. Od 14.12.1771 marszałek konfederacji barskiej województwa krakowskiego. Po upadku konfederacji, kiedy pogłoski o rozbiorze obróciły się w pewność, praktyczny Walewski ukorzył się najpierw przed dwugłowym orłem cesarskim a następnie przed dwugłowym carskim. Podkomorzy województwa krakowskiego (r.1777), ostatni wojewoda sieradzki (1784-1795), rotmistrz huzarski, członek Sejmu Wielkiego, wysunął projekt rozbudowy polskiej armii do 100 000 żołnierzy. Kawaler orderu św. Stanisława oraz orderu Orła Białego. Właściciel części Kościelca, dziedzic Łapszyna na Wołyniu, dziedzic Włostowic. W swoim życiorysie zapisał haniebną kartę zostając marszałkiem konfederacji krakowskiej oraz konsyliarzem konfederacji generalnej koronnej w konfederacji targowickiej (13.VIII 1792).
Pochowany w Tulczynie na Wołyniu.


Pod koniec czerwca konfederaci dowodzeni przez Aleksandra Szembeka oraz zebrani przez Walentego Żukowskiego przedzierający się przez śląską granicę rozbici wcześniej konfederaci Rydzyńskiego (w liczbie ok. 200), wyruszyli w kierunku Krakowa, gdzie 21 czerwca zawiązano konfederację krakowską. Wśród przybyłych do Krakowa konfederatów znajdował się starosta ostrzeszowski Franciszek Stadnicki ze swoim kilkudziesięciokonnym regimentem. Wkraczające do miasta oddziały powitano salwami armatnimi. Kraków obsadzony został wojskiem konfederackim.
Przez cały niemal lipiec ściągały do Krakowa posiłki z różnych stron. Nie wszystkim oddziałom udało się jednak dotrzeć do dawnej stolicy Rzeczpospolitej. W czerwcu wstrząsnęła szlachtą wiadomość o pokłuciu spisami przez Kozaków kasztelana sieradzkiego Jana Mączyńskiego.
Również Aleksander Szembek nie dotarł do Krakowa. Pierwszy pretendent do laski marszałkowskiej ziemi wieluńskiej został odcięty od Krakowa przez wojska Drewicza i wyciśnięty z lasów krzepickich za granicę. Uniknął chyba jednak rozbrojenia przez wojska pruskie, skoro wkrótce pojawiają się informacje o pobycie Szembeka pod murami klasztoru w Częstochowie. Przebywające pod częstochowską twierdzą wojska konfederackie nie były szczególnie miło przyjmowane przez zakonników. W pracy Stanisława Kwasieborskiego p.t. ,,Częstochowa za Konfederacyi Barskiej'' z 1917 r. czytamy:

,,Rok 1768 przynosi klasztorowi niemiłe zetknięcia się ze stronami walczącemi. Partye konfederackie przenosząc się z miejsca w miejsce, zawadzają co jakiś pewien czas o Częstochowę, nie omijając przytem sposobności, żeby za obietnicę niezwłocznego opuszczenia okolic fortecy, wycisnąć jaki datek in natura lub w pieniądzach od spokój lubiących zakonników lub mieszczan Starej i Nowej Częstochowy. Jakoż między innymi słyszymy o pobycie miecznika Szembeka z partyzantami pod Jasną Górą, a również czytamy, że przeor wydał spod murów fortecy jakieś trzody konfederatom, że nie z własnej ochoty, ani powodowany uczuciem szczodrobliwości, o tem chyba przekonywać nikogo nie potrzebujemy.''

No cóż, widzimy, że konfederaci, aczkolwiek z imieniem Maryi na ustach nie byli radośnie witani przez zakonników na Jasnej Górze.

Cdn.

W kolejnej części zapoznamy się fragmentem korespondencji króla Stanisława Augusta Poniatowskiego kierowanej do Branickiego, przebywającego w tym czasie na Wołyniu.
Korespondencja jest o tyle ciekawa, że wzmiankuje o pewnym epizodzie jaki miał miejsce w Kępnie oraz poczynaniach jednego ze Szembeków.

Wcześniej jednak przeniesiemy się do Wieruszowa, gdzie nieco szczegółowiej przyjrzymy się Walewskim, właścicielom miasta. Mam nadzieję, że będzie mi wybaczone małe odstępstwo od głównego tematu. Szczególnie liczę na przychylność wieruszowian. Część informacji pojawiająca się w oficjalnych materiałach dotyczących historii Wieruszowa z tego okresu jest nieprecyzyjna lub błędna.

Edytowane przez slawomir wieczorek dnia 16-06-2013 18:53
 
slawomir wieczorek
#23 Drukuj posta
Dodany dnia 19-05-2013 20:57
Postów: 166
Data rejestracji: 29.06.11


Edytowane przez Mustava dnia 20-05-2013 13:06
 
slawomir wieczorek
#24 Drukuj posta
Dodany dnia 01-06-2013 13:02
Postów: 166
Data rejestracji: 29.06.11

Bonobo, wracam do jednego z zagadnień poruszonych przez Ciebie.
Najpierw zacytuję Twoje słowa:

,,Gdyby pieniądze przeznaczone na IPN dać np . Instytutowi Badań Politycznych PAN-u pożytek byłby niewspółmiernie większy. Przynajmniej Instytut ma jakiś długofalowy program badan, który w dodatku realizuje konsekwentnie...''

Bonobo, jak skomentujesz w świetle swojej wypowiedzi fakt zwolnienia prof. dr hab. Krzysztofa Jasiewicza z funkcji kierownika Zakładu Analiz Problemów Wschodnich w Instytucie Studiów Politycznych PAN?

Po krótce:
Zwolnienie z tej funkcji nastąpiło po udzieleniu przez profesora wywiadu dla pisma ,,Focus Historia Extra'' zatytułowanego ,,Żydzi byli sobie sami winni?”

Treść całego wywiadu tutaj:
http://forumemjot.wordpress.com/2013/04/06/zydzi-byli-sami-sobie-winni-wywiad-z-prof-krzysztofem-jasiewiczem-opublikowany-w-kwietniowym-numerze-focus-historia-ekstra/

Wywiad wywołaj słowa oburzenia ze strony Centrum Szymona Wiesenthala, organizacji, która pielęgnuje pamięć o żydowskiej Zagładzie, a także warszawskiej społeczności żydowskiej, ambasady Izraela w Polsce, Gazety Wyborczej i szeregu innych.
Centrum Szymona Wiesenthala wezwało do skazania profesora na ,,intelektualne wygananie''.
Postulat ukarania profesora pojawił się również w ,,Gazecie Wyborczej''.

Mimo wielu słów poparcia dla prof. Jasiewicza ze strony kół naukowych, pod wpływem nacisków w/w podmiotów, pod koniec kwietnia Rada Naukowa Instytutu Studiów Politycznych PAN potępiła wypowiedzi Jasiewicza uznając, że obrażają one “pamięć ofiar Zagłady, umniejszają winę oprawców i przenoszą ją na zamordowanych”. Prezydium PAN wyraziło całkowitą dezaprobatę dla poglądów Jasiewicza. Zadecydowano, że z dniem 1 czerwca profesor zostaje zwolniony z fukcji Kierownika Zakładu Analiz Problemów Wschodnich ISP PAN.

Jako główny powód podano udzielony wywiad, ,, w którym według opinii różnych ośrodków polskiego i zagranicznego życia naukowego naruszył (..) elementarne standardy warsztatu naukowego. Reperkusje, które wyniknęły wskutek udzielenia tego wywiadu zaszkodziły w sposób wymierny dobremu imieniu naszego Instytutu i Polskiej Akademii Nauk''.

Pomijając merytoryczną stronę udzielonego wywiadu( o czym możemy wiele dyskutować) należałoby zadać sobie następujące pytania:

1.Czy PAN kieruje się rezultatami własnych badań czy też opinią ,,różnych ośropdków polskiego i zagranicznego życia naukowego''?

2.Czy PAN jest instytucją niezależną, w której wyniki badań naukowych można publikować w sposób swobodny?

3.Czy w związku z całą zaistniałą sytuacją wyniki jakichkolwiek badań naukowych (chodzi o badania nauk humanistycznych) jakichkolwiek polskich instytutów badawczych możemy przyjmować bezkrytycznie, skoro ich wyniki są ograniczane ze strony polskich i zagranicznych instytucji politycznych? Ramy ograniczeń wyznacza poprawność polityczna, zakaz łamania tematów ,,tabu'' oraz dogmaty historyczne wyznaczone przez najbardziej wpływowe jednostki i organizacje.

4.Czy historycy posiadają wolność wypowiedzi szczególnie w przypadku spraw najtrudniejszych bez obawy o utratę dobrego imienia oraz narażenia się na ,,intelektualne wygnanie'', co wiąże się oczywiście z kwestią egzystencji materialnej?

5.Czy w Polsce funkcjonuje jeszcze wolność słowa, w pełnym tego słowa znaczeniu?

Bonobo, zwracam się do Ciebie, ale liczę, że może ktoś jeszcze się wypowie w tej kwestii?
 
slawomir wieczorek
#25 Drukuj posta
Dodany dnia 08-06-2013 00:29
Postów: 166
Data rejestracji: 29.06.11

Region kępiński w czasach Konfederacji Barskiej - c.d.

Informacje o działaniach szlachty ziemi wieluńskiej bardzo szybko docierały do Warszawy. Przystępowanie wojsk koronnych do oddziałów konfederackich musiało poruszyć dwór królewski.
O skuteczności szpiegów donoszących o ruchach wojsk konfederackich świadczy korespondencja króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który był bardzo dobrze zorientowany w bieżących wydarzeniach. W liście z lipca 1768r. pisał do przebywającego na Ukrainie Branickiego:

,,(...) W Zatorzu Szembek Miecznik (Kazimierz Szembek – mój przypis), jakimsi komendantem konfederackim się zrobił. Żal się Boże słusznego człeka, fortunę stracił, dlatego teraz hazarduje śmiało. Brzostowski kasztelanic Połocki czy z Wiednia czy zkądś, wrócił się do matki, a w ziemi Wieluńskiej pokazał się w postaci konfederata i nakazał wielki furaż i wielką kontrybucyą pieniężną w Kępnie u brata Mączyńskiego, brata kasztelana Sieradzkiego, który ma żonę kalwinkę. Po tej odkazance za zbliżeniem Moskwy zniknął Brzostowski i cała jego partya. Insza niewiedzieć nawet pod czyją komendą prawdziwie swawolna kupa, rozbiła dom Adama Bronikowskiego w Wielkiej Polsce. Takich partyi rabujących pod hasłem konfederacji, trzeba się obawiać, żeby się po całej Polsce nie namnożyło. Swawola i pieniędzy niedostatek to sprawuje. Jeszcze w Litwie cicho, i będzie ciszej coraz, bo dwa piesze regimenta moskiewskie weszło świeżo w Litwę.(...)''

Przedstawiony fragment listu podejmuje wiele ciekawych wątków. Zaprezentowany punkt widzenia monarchy wymaga komentarza.

1. Kwestia nałożonej na Kępno kontrybucji. Na wstępie zwróćmy uwagę, że mowa jest o kontrybucji a nie o okupie jak wspomina się w literaturze lokalnej. Z punktu widzenia monarchy zawiązywanie lokalnych konfederacji stanowiło duże zagrożenie dla stabilności państwa i miało istotne przełożenie na sytuację skarbu.
W czasach demokracji szlacheckiej ukształtowały się reguły funkcjonowania ,,instytucji'' konfederacji.
W roku 1573 szlachta zapewniła sobie prawo występowania przeciwko wybranemu przez siebie królowi, który przekraczał swoje uprawnienia. Szlachta słusznie uważała, że takim przekroczeniem uprawnień było podpisanie przez Stanisława Augusta Poniatowskiego w roku 1768 ,,Traktatu Wieczystej Przyjaźni'' czyniącego z Rzeczpospolitej protektorat rosyjski.
Konfederacje zawiązywane były przez szlachtę z określonego obszaru dla osiągnięcia konkretnych politycznych celów. Zgodnie z wykształconą przez wieki tradycją konfederacja miała pełnię władzy oraz moc zawieszania obowiązujących praw i urzędów. Rozciągała swą władzę na administrację, sądownictwo, wojsko i skarbowość. Wyrażała wolę ogółu skonfederowanej szlachty. Była alternatywnym modelem sprawowania władzy na danym obszarze. Tworzyła własny system państwowy. Częściowo przejmowała uprawnienia sejmu, tworzyła własne struktury władzy prawodawczej. Na czele konfederacji stał marszałek z konsyliarzami posiadającymi uprawnienia w zakresie skarbowym oraz regimentarzami posiadającymi uprawnienia wojskowe. Co ciekawe, wszelkie decyzje na zwoływanych sejmikach podejmowano zwykłą większością głosów. Nie była więc wymagana jednomyślność. Zawieszano w tym czasie wiele praw szlacheckich (m.in.. liberum veto).
W Konfederacji Barskiej po utworzeniu Generalności (która starała się scalić i skoordynować działania szeregu lokalnych konfederacji), wszelkie oświadczenia i akty prawne kierowane były do ogółu mas szlacheckich.
Rozporządzenia w zakresie nakładanych na społeczeństwo powinności należy oceniać w kontekście właśnie tak ukształtowanych reguł demokracji szlacheckiej i systemu sprawowania władzy. Konieczność dostarczania wyposażonych żołnierzy oraz uiszczania świadczeń pieniężnych były wynikiem aktów prawnych. Na świadczenia pieniężne składały w większości podatki, które były płacone przez obywateli niezależnie czy władzę sprawowali konfederaci czy też królewski aparat państwowy. Tylko incydentalnie dochodziło do ,,podwójnego'' opodatkowania.
Wybieranie podatków czy też dochodów z komór celnych przez skonfederowaną szlachtę powodowało, że skarbiec królewski przeżywał ogromne trudności.
Początkowo mogło dochodzić do różnego rodzaju nadużyć. Szczególnie w okresie tworzenia się lokalnych struktur, które nie podlegały nieistniejącym jeszcze organom centralnym. Większość dowódców starała się jednak prowadzić dokładne rejestry dochodów i wydatków by nie być posądzonym o malwersacje o co czasami podejrzewano niektórych regimentarzy.
Najwięcej trudności przy rekrutacji oraz ściąganiu należności pieniężnych sprawiały miasteczka nadgraniczne zamieszkałe przez ludność niemiecką. Dysydenci sabotowali wszelkie zarządzenia władz konfederackich i tylko pod groźbą surowych egzekucji przymuszano ich do wypełnienia wydawanych zarządzeń. Zdarzały się sytuacje, kiedy również polska katolicka szlachta narzekała i protestowała wobec zbyt wysokim ich zdaniem obciążeniom. Prowadzona wojna powodowała ubożenie majątków szlacheckich. Również chłopi i mieszczanie byli w coraz trudniejszej sytuacji.

Kontrybucje stanowiły nieregularny składnik po stronie dochodów. W całości budżetu stanowiły one nie więcej jednak niż ok. 10% dochodów. Były nakładane w przypadku niewypełniania przez miasto nałożonych zobowiązań. Nieprzypadkowo stosowano je głównie w stosunku do ludności dysydenckiej, która nie widziała interesu i nie miała motywacji aby wspierać konfederatów.
W skrajnych przypadkach kontrybucje były nakładane na miasta, które jawnie wspierały wrogów. Stanowiły wówczas element dyscyplinowania i kary.
Obłożenie Kępna kontrybucją oznacza, że spora część jego mieszkańców po prostu unikała płacenia podatków lub co gorsza wspierała wrogów. Podpisanie dokumentów przez kępińskie władze wskazuje jednak, że nałożone obciążenia (niezależnie czy były to zwyczajowe podatki czy faktyczna kontrybucja) pobierano w sposób zorganizowany i z poszanowaniem prawa. W żadnym wypadku nie możemy oceniać nałożonej na Kępno kontrybucji jako działań wykraczających poza prawne ramy w ówczesnej sytuacji a tym bardziej nie można tych działań ocenić jako samowoli konfederatów.

W budżecie konfederatów dużą rolę odgrywały również dobrowolne datki ze strony najbogatszej szlachty. Wielu konfederatów finansowało nie tylko swój udział w ruchu. Przykładem takiej postawy był Aleksander Szembek ze Siemianic, który wspierając konfederację ,,zaazardował kilkadziesiąt tysięcy złotych'' własnych środków.
Władze konfederackie mobilizowały mieszkańców do ofiarności. Jak czytamy w ,,Wiadomości o Konfederacji Barskiej'' Ignacego Skarbka, starosta puławski Malczewski będący jednocześnie regimentarzem województwa kaliskiego wydawał w 1768 r. odezwy w których:

,,zachęcał i groził opieszałym w dostawach i ludzi i potrzeb; używać nawet musiał surowości przeciw niektórym kalwinom ze szlachty i lutrów z mieszczan, którzy nie tylko posłuszni rozkazom być niechcieli, ale drugich od uległości odwodzili. Pewien rodzaj egoizmu i oziembłości na los kraju odznaczał szlachtę kalwińską w Polsce. Nigdy oni nie pospieszali z poświęceniem siebie lub z ofiarami dla ojczyzny, owszem dającym i łaskami szafującym zawsze byli przychylniejszymi, niż ubogiej i uciśnionej ziemi rodzinnej. Ponieważ wyprawy dość kosztowały, zgodnie więc z kofederacyyą Toruńską i interesem kieszeni było niedawać konnych, pieszych, podatków, składek i furażów, chociaż już dobrze pojmować mogli, że Rossya swobody religijne i mniemane uciski okupić każe niewolą''.

2.Ciekawostką jest, że Stanisław August Poniatowski wskazuje Józefa Brzostowskiego
(s. Adama) jako odpowiedzialnego za zarządzenie w Kępnie kontrybucji. Udział młodego kasztelanica w konfederacji był dla monarchy niepokojącym sygnałem. Ojciec Józefa Brzostowskiego, Adam, pochodził bowiem z bogatej i wpływowej litewskiej magnaterii. Przystąpienie tego rodu do konfederacji byłoby jej dużym wzmocnieniem. Sytuacja ta musiała wywoływać zaniepokojenie króla. Istniało realne zagrożenie zawiązania ruchu konfederackiego na Litwie, gdzie ród Brzostowskich posiadał rozległe dobra. Co więcej, żona Adama Brzostowskiego, wspomniana wcześniej Genowefa, pochodziła z rodu Ogińskich, jeszcze bardziej wpływowego rodu magnackiego na Litwie. Na bieżąco otrzymywała od swojego brata Michała Kazimierza Ogińskiego* informacje o sytuacji na Litwie, które przekazywała biskupowi Adamowi Krasińskiemu.
Niepokój króla był uzasadniony. Okazało się, że brat Genowefy stał się wkrótce jednym z głównych organizatorów ruchu powstańczego na Litwie. Król pociesza się jednak bowiem ,,Jeszcze w Litwie cicho, i będzie ciszej coraz, bo dwa piesze regimenta moskiewskie weszło świeżo w Litwę''.
Jak się później okazało, Brzostowscy z Czarnożył pod Wieluniem stanowili wyjątek na tle pozostałych przedstawicieli tego rodu, którzy nie poparli konfederacji a nawet występowali przeciwko niej.

*Adam Brzostowski pochodził z Litwy, gdzie ród Brzostowskich posiadał olbrzymi majątek Większość członków tego rodu należała do obozu promoskiewskiego. Na przykład jeden ze starszych synów Adama Brzostowskiego -Michał, wziął udział w tłumieniu powstania, denuncjując Rosjanom nawet własnych krewnych. Nie jest prawdą, jak sugerują niektóre źródła, że Adam Brzostowski przeniósł się do Czarnożył pod Wieluniem dopiero po zawiązaniu konfederacji. Rezydował tutaj już dużo wcześniej. Majątek w Czarnożyłach należał bowiem do żony kanclerza Jana Szembeka- Ewy Szembekowej (z d. Leszczyńskiej), której matka Joanna Teresa Brzostowska była babką w I linii Adama Brzostowskiego. To Joanna Brzostowska została w roku 1726 fundatorką istniejącego do dzisiaj kościoła barokowego w Czarnożyłach.
Trudno powiedzieć, kiedy Adam Brzostowski zaczął na stałe rezydować w Czarnożyłach.
Mogło stać się to po śmierci kanclerzyny Szembekowej w roku 1743.
W Czarnożyłach osadził Litwinów ze Żmudzi, a poprzez swą aktywność i przedsiębiorczość przyczynił się do postępu rolnictwa w tym regionie. Posiadając majątek na Litwie związał się jednak z ziemią wieluńską. W dniu 7 maja 1764 wraz z 21 senatorami i 46 posłami Rzeczpospolitej podpisał manifest Jana Klemensa Branickiego (nie mylić z Ksawerym Branickim, który tłumił konfederację barską) przeciwko gwałtom Rosji w czasie wojny siedmioletniej.
Po zawiązaniu konfederacji barskiej organizował zbrojny ruch partyzancki na terenie Małopolski i Wielkopolski. Uciekając przed Rosjanami razem z żoną schronił się w Dreźnie. Jego dobra objął na kilka lat sekwestr. Po upadku konfederacji ukorzył się przed królem. W roku 1776 zrezygnował z kasztelanii połockiej i wycofał się z życia publicznego poświęcając się pracy w swoim majątku. Brzostowscy zasłynęli z utworzenia już w XVIII w. szkoły, do której obowiązkowo uczęszczały dzieci chłopskie. Obowiązek szkolny obejmował dzieci w wieku 7-13 lat. Za nieposyłanie dzieci groziły kary.
W swoim majątku wprowadzał nowoczesne metody gospodarowania. Był autorem opracowania dotyczącego nowoczesnych metod gospodarowania. Prowadził działalność edukacyjną wśród chłopów, których nakłaniał do unowocześniania swoich gospodarstw.

*Genowefa Brzostowska z d. Ogińska, żona Adama Brzostowskiego, siostra Michała Kazimierza Ogińskiego. Dzielna kobieta wspierająca działania konfederatów. Po zawiązaniu konfederacji schroniła się w Byczynie. W bezpiecznych okresach odwiedzała swoje dobra w Czarnożyłach. To u niej znalazł na dłuższy czas swoją siedzibę biskup Adam Krasiński.
Dom Genowefy Brzostowskiej na kilka tygodni stał się centrum ruchu konfederackiego.
Pełniła rolę wysłanniczki i agentki biskupa kamienieckiego na dworze Wettyńskim (saskim) z którego wywodzić się miał kandydat na przyszłego króla Rzeczpospolitej po abdykacji Stanisława Augusta Poniatowskiego.

*Michał Kazimierz Ogiński – ur. 1728r. we Warszawie, brat Genowefy Brzostowskiej osiadłej z mężem w Czarnożyłach pod Wieluniem.
Generał lejtnant, hetman wielki litewski.
Wybitnie uzdolniony i wszechstronnie wykształcony. Znał 5 języków obcych. Był europejskiej sławy muzykiem, studiował grę na skrzypcach. Grał na harfie i klarnecie. Pisał bajki, wiersze, piosenki. Tłumaczył literaturę obcą. W Słonimiu stworzył centrum kulturalne. Utrzymywał na terenie swoich dóbr teatr i orkiestrę. Autor hasła ,,harfa'' w Wielkiej Encyklopedii Francuskiej.
Jednocześnie był doskonałym gospodarzem w swoich dobrach. Pobudował kanał łączący Niemen z Dnieprem, wzniósł wiele fabryk.
Michał Kazimierz Ogiński stał się jednym z głównych organizatorów Konfederacji Barskiej na Litwie. Po początkowych sukcesach został ostatecznie 23 września 1771 rozgromiony przez wojska rosyjskie pod Stołowiczami. Jego dobra zostały objęte sekwestrem a on sam przedostał się do Cieszyna, gdzie rezydowały władze konfederackie.
Następnie udał się na emigrację do Paryża. Tam też, na wygnaniu, powstało słynne dzieło muzyczne ,,Pożegnanie z Ojczyzną'' z którym wiąże się jedno z większych historycznych nieporozumień, funkcjonujących do dnia dzisiejszego.
Otóż autorstwo utworu przypisuje się słynnemu kompozytorowi Michałowi Kleofasowi Ogińskiemu (uczestnikowi Insurekcji Kościuszkowskiej), który był krewnym Michała Kazimierza. Powszechnie przyjmuje się, że utwór powstał w latach dziewiećdziesiątych XVIIIw. w hołdzie ginącej ojczyźnie. Tymczasem o polonezie ,,Pożegnanie z Ojczyzną'' rozpisywała się paryska prasa już w roku 1772. Utwór stał się wówczas sensancją Paryża i był niezwykle modny wśród francuskiej arystokracji sprzyjającej dążeniom konfederatów.
Słynny Michał Kleofas Ogiński był w tym czasie siedmioletnim dzieckiem. Nie mógł więc być autorem utworu. Chyba, że swym geniuszem przewyższał samego Mozarta. Jeżeli tak było, powinniśmy mieć jeszcze większe powody do dumy. Cóż, przypisanie autorstwa utworu Michałowi Kazimierzowi Ogińskiemu kłóciłoby się z rozsiewaną opinią o ciemnych, niewykształconych, zacofanych i nietolerancyjnych konfederatach barskich.
Ciekawostką jest, że kompozycja stała się niezwykle popularna i do dnia dzisiejszego cieszy się dużą popularnością w samej Rosji, na Białorusi i na Litwie, gdzie uznaje się ją za rodzime arcydzieło muzyczne. Dowodzi się bowiem, że Ogińscy to stara ruska szlachta.
Słuchając poloneza ,,Pożegnanie z Ojczyzną'' pamiętajmy, że ten przepiękny utwór skomponowany został przez konfederata barskiego zmuszonego przez Rosjan do opuszczenia ojczyzny.
Setki interpretacji utworu prezentowanych przez rosyjskich i białoruskich artystów można uznać za nieświadomie składany konfederatom hołd.
W tradycji (niestety już zarzuconej), wobec okoliczności powstania utworu, niestosowne było wykorzystywanie go do tańców. Służył wyłącznie kontemplacji i zadumie nad utraconą ojczyzną.
W kilka lat po upadku konfederacji, po ułaskawieniu przez króla, Michał Kazimierz Ogiński wrócił do częściowo zwolnionych z sekwestru dóbr na Litwie.


http://www.youtube.com/watch?v=DZdiY1pTaR4
http://www.youtube.com/watch?v=A2qdP24xMpI
http://www.youtube.com/watch?v=LgO0ZTzVkzU
Michał Kazimierz Ogiński, ,,Pożegnanie z Ojczyzną'' w różnych aranżacjach i wykananiu

Nam pozostaje satysfakcja, że kontrybucję na Kępno nakładał nie było kto, bo siostrzeniec kompozytora tego utworu.

3. Wiarygodna wydaje się wiedza Stanisława Augusta Poniatowskiego na temat sytuacji Kazimierza Szembeka (ur. przed 1739r. w Siemianicach), miecznika zatorskiego i oświęcimskiego, który od roku 1767 był generałem adiutantem w królewskiej kancelarii wojskowej. Król znał zapewne jego sytuację finansową.
Zator to miasteczko w okolicy Oświęcimia, gdzie jego ojciec Józef Szembek posiadał liczne dobra. Do Józefa Szembeka należały również dobra klucza siemianickiego, rakowskiego i łyskornickiego pod Wieluniem.
Kazimierz Szembek, najstarszy z trzech braci, po śmierci ojca w 1765r. został opiekunem prawnym nieletniego brata Ignacego. Przejął w posiadanie dobra ,,klucza skidzińskiego'' (Wilamowice, Skidziń, Przecieszyn, Nowa Wieś, Jawiszowice) koło Oświęcimia. Wypuścił je w dzierżawę poświęcając się karierze wojskowej.
Nie był chyba zbyt dobrym gospodarzem a kłopoty finansowe odziedziczył po ojcu, który mimo że stał się spadkobiercą fortuny to był jednak permanentnie zadłużonym.
Na przykład w roku 1745 Józef Szembek pożyczył od Aleksandra Konopnickiego sumę 60.000 złp. W zamian przekazał w zastaw Rokitno Szlacheckie w ziemi krakowskiej, nad samą granicą Śląska. Nie zwracał jednak pożyczki i w rezultacie dobra pozostały w posesji Aleksandra Konopnickiego aż do jego śmierci w 1765 roku.
Z królewskiej korespondencji wynika, że Kazimierz Szembek najpierw rozpoczął organizowanie konfederacji w okolicach Oświęcimia. Jego przybycie do Siemianic mogło mieć na celu koordynację działań konfederacji wielkopolskiej, sieradzkiej, wieluńskiej oraz krakowskiej.
Drugi z braci, Aleksander Szembek (ur. 1739 w Siemianicach ) odziedziczył dobra w Małopolsce.
Po śmierci ojca przebywał na ojcowiźnie. Jego pobyt w Siemianicach które odziedziczył najmłodszy z braci Ignacy (ur. przed 1754r.) mógł być podyktowany koniecznością wsparcia kilkunastoletniego brata po śmierci ojca w roku 1765.

4. Splądrowanie majątku Adamu Bronikowskiego*. Incydent o tyle ciekawy, że związany z rodem, którego przedstawiciel był w późniejszych latach właścicielem Kępna.
Bronikowscy, kalwiniści to typowi przedstawiciele szlachty śląsko-wielkopolskiej, która nie poczuwała się szczególnie ani do ,,polskości'' ani do ,,niemieckości''. W rodzie tym znajdujemy zarówno zwolenników króla pruskiego jak i polskich patriotów. Potomkowie Bronikowskich żyją obecnie zarówno w Polsce jak i w Niemczech. Wielu przedstawicieli tego rodu w zależności od aktualnej sytuacji politycznej służyło Rzeczpospolitej by chwilę później służyć wiernie królowi Prus. Przykładem takiego postępowania był późniejszy właściciel Kępna Samuel Oppeln-Bronikowski (syn Aleksandra Bronikowskiego i Teofili Nekandy-Trepki z Mielęcina).
Najpierw jawił się jako polski patriota, później po trzecim rozbiorze z wielkim poświęceniem wiernie służył królowi pruskiemu, który w dowód uznania za zaangażowanie w budowanie pruskiej administracji odznaczył go najwyższym pruskim orderem.

*Generał Adam Oppeln-Bronikowski (1714-1778) był kuzynem Samuela Bronikowskiego, właściciela Kępna. Należał do zwolenników Sasów a później był czołowym (obok Golcza) działaczem dysydenckim i jednym ze sygnatariuszy konfederacji toruńskiej. Szukał wsparcia u króla Prus. Spustoszenie jego dóbr uznać należy za odwet ze strony konfederatów na politycznym przeciwniku.
Po pierwszym rozbiorze Polski generał Adam Oppeln-Bronikowski jako zwolennik Katarzyny II utrzymywał stały kontakt z dworem carycy. W jego korespondencji widać walkę o interesy kalwinistów.


Podobnymi kontaktami z dworem petersburskim mogą ,,poszczycić'' się przedstawieciele rodu Unrugów (właśc. Unruhów) którzy pojawili się w rejonie kępińskim.
Ci z kolei starali się o uzyskanie praw dla luteran.

Cdn.

W następnej części poznamy kolejnych przedstawicieli lokalnej szlachty. Będą wśród nich bohaterowie i zdrajcy. Wymazywanie negatywnych bohaterów z kart historii spowodowało, że zachowały się o nich szczątkowe informacje w rodowych wspomnieniach i monografiach.
Czasami więcej informacji o nich znajdujemy w opracowaniach historyków naszych sąsiadów.
 
slawomir wieczorek
#26 Drukuj posta
Dodany dnia 16-06-2013 18:47
Postów: 166
Data rejestracji: 29.06.11

Lokalna szlachta w czasach Konfederacji Barskiej


Po wymarszu z Krzepic pierwszych oddziałów w kierunku Krakowa, prace organizacyjne nabrały dalszego rozmachu. 14 lipca 1768r. lokalna konfederacja zyskała prawne ramy.
Zaczęła do niej przystępować szlachta o wyższym statusie. Marszałkiem konfederacji wybrany został sędzia wieluński Antoni Stanisław Morzkowski a konsyliarzami m.in. miecznik ostrzeszowski Aleksander Szembek ze Siemianic, jego brat, miecznik zatorski Kazimierz Szembek oraz Józef Brzostowski (ów ,,przymuszony'' do konfederacji bratanek Michała Kazimierza Ogińskiego, który nałożył na Kępno kontrybucję). Regimentarzem wojskowym został Maksymilian Wielowieyski, podwojewodzi wieluński (przyszły posesor części Kępna).
Pod aktem zawiązania widnieją również podpisy, Józefa Tomickiego*, Jakuba Franciszka Psarskiego* oraz Stefana Trzcińskiego*

O Szembekach ze Siemianic będzie jeszcze mowa w dalszej części opracowania. W tym miejscu przedstawione zostaną sylwetki pozostałych wymienionych przedstawicieli szlachty związanej z regionem kępińskim i wieruszowskim, która przystąpiła do Konfederacji Barskiej.

*Józef Tomicki – ur. ok. 1720, syn Felicjana Tomickiego (fundatora nieistniejącej już drewnianej dzwonnicy przy kościele w Baranowie z r. 1720) oraz Zofii Nekandy-Trepki (pochodzącej z kalwińskiego rodu, który w 1721r. wszedł w posiadanie dóbr mielęckich i parzynowskich w wyniku przepisania ich Jadwidze Twardowskiej, żonie Jana Nekandy-Trepki. Do tego czasu dobra te znajdowały się w rękach Twardowskich).
W roku 1743 Józef Tomicki poślubił Joannę Niemojewską h. Wieruszowa ur. 1724 (c. Antoniego Niemojewskiego, chorążego ostrzeszowskiego pochodzącego z miejscowego szlacheckiego rodu, którego korzenie sięgają XIVw.).
Po śmierci ojca odziedziczył Baranów. Był stolnikiem ostrzeszowskim oraz kollatorem (dobrodziejem) kościoła w Baranowie oraz klasztoru bernardynów w Ostrzeszowie.
Pozostawił liczne potomstwo (Wincenty Józef Ignacy ur. 1744, zm. 1745, Gertruda Józefa Joanna ur. 1745 , Grzegorz Antoni Adam ur. 1746, Anastazy Bartłomiej Ludwik ur. 1747 zm. 1758, Domicilla Zofia Joanna ur. 1749, Małgorzata Teofila ur. 1750, Karolina Salomea ur. 1751,
Marya ur. 1752, Julianna Elżbieta Zofia ur. 1754, Marta ur. 1755, Wiktoryn Zachriasz Mikołaj ur. 1757 zm. 1758, Jan Ignacy Józef Adam Franciszek ur. 1759 , Jacek Bartłomiej Szczepan ur. 1763)

Zmarł 11 marca 1769. Zgodnie z testamentem z 6 marca 1769r. pochowany w ostrzeszowskim klasztorze:

,,6 Marca polecił w testamencie w Mroczyniu pisanym Józef z Tomic na Baranowie Tomicki ,,ab antiquitate horunce honorum haeres dapifer Ostrzeszoviensis'' złożenie swego ciała u OO. Bernardynów Ostrzeszowskich wyznaczając między innemi po 2 złł czerwone i 4 złłp. dla każdego plebana w dekanatach Ostrzeszowskim i Opatowskim na żałobne nabożeństwo za duszę swoję.''

Żona Joanna z Niemojewskich zmarła 22 lutego 1784. Pochowana została u Ojców Pijarów we Wieluniu. Tego samego roku córki Józefa i Joanny – Gertruda, Karolina i Maryanna sprzedały dobra baranowskie za kwotę 320 000 zł swemu szwagrowi Xaweremu z Osin Wężykowi i jego żonie Juliannie Tomickiej. Baranów przeszedł wówczas na pewien czas w ręce Wężyków.

Córka Józefa Tomickiego - Karolina Salomea (ur. 1751) w trakcie walk konfederackich, dnia 15 grudnia 1771 w kaplicy mroczeńskiej wzięła ślub z Kazimierzem Szembekiem, byłym generałem adiutantem Jego Królewskiej Mości a w owym czasie konfederatem barskim.

*Jakub Franciszek Psarski – urodzony ok. 1720 w Myślniewie k/Ostrzeszowa, syn stolnika wieluńskiego Franciszka Ksawerego Psarskiego pochowanego u franciszkanów w Ostrzeszowie.
Wielokrotnie wymieniany w księgach parafialnych Kobylej Góry (Myślniewa, Szklarki), Parzynowa, Rogaszyc jako świadek w uroczystościach kościelnych. Żonaty z Xawerą Bardzińską. W Kobylej Górze (Kuźnicy) 23.04.1769r. urodził się syn Wojciech a w następnych latach kolejne dzieci. Po śmierci ojca w 1772 został posesorem dóbr Myślniewskich.
Wybitna postać ziemi wieluńskiej i powiatu ostrzeszowskiewgo.
Pełnił funkcję pisarza ziemskiego wieluńskiego oraz wieluńskiego i ostrzeszowskiego sędziego ziemskiego a następnie podkomorzego.
Karierę polityczną rozpoczął przystępując do Konfederacji Barskiej zawiązanej w ziemi wieluńskiej zostając jednym z konsyliarzy (14 VII 1768).
Po zakończeniu konfederacji włączył się aktywnie w dzieło odbudowy Rzeczpospolitej. Stał się czołowym działaczem politycznym, reprezentując wyraźne tendencje postępowe. W roku 1776 został posłem ziemi wieluńskiej na sejm konfederacyjny, skierowany przeciwko opozycji hetmańskiej. Pilnował, aby Rzeczpospolita nie poniosła większych strat terytorialnych niż zapisano w traktacie rozbiorowym. Niezwykle oddany pracy na stanowisku przewodniczącego Komisji Dobrego Porządku Ziemi Wieluńskiej i Powiatu Ostrzeszowskiego. Powołana 23 sierpnia 1780r. Komisja porządkowała życie wewnętrzne miast królewskich powodując ich ożywienie.
Utrzymywał kontakt z królem. Popierał reformatorskie wysiłki monarchy.
Był organizatorem spotkań przedsejmikowych w roku 1788 z których zdawał szczegółowe relacje królowi. W listopadzie 1789 zapadła jedna z donioślejszych uchwał Sejmu Czteroletniego, reformująca administrację i powołująca w poszczególnych ziemiach i województwach komisje porządkowo-cywilne.Wieluński sejmik cywilno-wojskowy, na którym dokonano wyboru komisarzy, obradował w kościele farnym 8 lutego 1790. Zagajenia obrad dokonał podkomorzy FJ Psarski a marszałkiem sejmikowym wybrano starostę ostrzeszowskiego Franciszka Stadnickiego. Podkomorzy wielunski był osobą przygotowującą z ramienia króla sejmik. Zdawał królowi relację z przebiegu obrad załączając listę wybranych komisarzy. Wśród 16 komisarzy cywilnych oraz 3 duchownych znajduje się również nazwisko kępińskiego proboszcza Mikołaja Ordęgi.
Jakub Franciszek Psarski został przewodniczącym Komisji Porządkowej Cywilno-Wojskowej Ziemi Wieluńskiej i Powiatu Ostrzeszowskiego. Wzorowo prowadził jej prace. Został również posłem drugiej kadencji na Sejm Czteroletni.

Starał się powiązać kwestię chłopską z obronnością państwa oraz polepszyć sytuację prawną tej klasy społecznej. W swoich ostrzeszowskich dobrach wprowadził rewolucyjne reformy nadając chłopom prawo własności emfiteutycznej (wieczystej) użytkowanej przez nich ziemi w momencie wstąpienia do sześcioletniej służby wojskowej.
Po wybuchu Insurekcji Kościuszkowskiej jako podkomorzy ziemi wieluńskiej (czyli najwyży urzędnik ziemski) zgodnie z Uniwersałem Kościuszki, poczuwał się w obowiązku do przejęcia najwyższej władzy.
Wraz z synami wszedł w skład Komisji Porządkowej. Posiadając dobra w rejonie Bobrownik oraz Myślniewa operował z insurgentami w rejonie Wielunia, Bolesławca, Kępna, Wieruszowa, Ostrzeszowa i Grabowa mobilizując mieszkańców tych miast do podjęcia walki. W Kępnie powstańcy zdobyli magazyn soli. Cały jej zapas rozdali mieszkańcom miasta i okolicznych wsi starając się pozyskać ich przychylność. Zmuszał nawet niemieckich właścicieli tutejszych majątków do składania przysięgi na wierność Insurekcji (np. w dobrach hr. Malzahna w Opatowie).
Po upadku Insurekcji aresztowany przez Prusaków i skazany na 10 lat więzienia z możliwością zamiany na 20 000 talarów grzywny. Jego syn Mikołaj otrzymał wyrok 8 lat więzienia.
Jakub Franciszek Psarski zmarł we Wrocławiu w roku 1805 w wieku ok. 85 lat. Pochowany w Kościele Św. Maurycego we Wrocławiu, gdzie do dnia dzisiejszego możemy złożyć kwiaty na epitafium poświęconego jego pamięci.



www.kepnosocjum.pl/forum/attachments/epitafium.jpg
Epitafium z 1806 r. Fryderyka Jakuba Psarskiego w Kościele Św. Maurycego we Wrocławiu.
źródło fotografii: http://www.fluidi.pl/o,3796/Kosciol_sw_Maurycego_we_Wroclawiu




*Stefan Trzciński – (ur. w 1747r. w Pomianach k. Trzcinicy, syn Piotra Trzcińskiego h. Leliwa i Urszuli Brzostkiewiczówny. Po śmierci ojca w 1763 r. odziedziczył dobra trzcinieckie. Był miecznikiem gostyńskim. Utrzymywał dość bliskie kontakty z Szembekami ze Siemianic czego dowodzą liczne uroczystości religijne w których wspólnie uczestniczyli przedstawiciele obu rodów.
Około roku 1770 poślubił Anielę Jastrzębowską z Jastrzębowa h. Pobóg. Po upadku Konfederacji Barskiej utrzymywał kontakty z byłymi konfederatami m.in. z Brzostowskimi z Czarnożył (gościł w swoim dworze Józefa Brzostowskiego, owego konfederata który nałożył na Kępno kontrybucję), Tomickimi z Baranowa, Szembekami z Siemianic.
Stefan Trzciński chorował na puchlinę i leczył się u dr Schneidera. Zmarł 18.02.1799 w Pomianach, pochowany został w Trzcinicy. Jego żona Aniela z Jastrzębowskich, wojszczanka wieluńska, zmarła 7.11.1812 na suchoty. Pochowano ją w Pomianach.
Siostra Stefana Trzcińskiego- Marianna Trzcińska w roku 1770 (1768?) wyszła za mąż za Aleksandra Józefa Szembeka* a druga siostra Agnieszka Trzcińska za Józefa Kalasantego Masłowskiego z Masłowic h. Samson.


Szczególnie ciekawym wydarzeniem z czasów walk konfederackich było poślubienie przez Mariannę Trzcińską Aleksandra Józefa Szembeka co stało się źródłem biograficznych nieporozumień związanych z Aleksandrem Szembekiem ze Siemianic, który był rówieśnikiem bardziej znanego w tamtych czasach syna Franciszka Jakuba Szembeka, wojewody inflanckiego. Aleksandrowi Szembekowi ze Siemianic przypisuje się często mało chwalebne czyny swojego imiennika i dalekiego krewnego.
Kim był ów Aleksander Józef Szembek, który pojawił się u nas jak meteor i narobił tyle zamieszania? Był nie byle kim. Związany z książęcym rodem Sułkowskich do których należało starostwo sokolnickie k. Wieruszowa. Co więcej, płynęła w nim królewska krew. Wydawać by się mogło, że naszą prowincjonalną szlachciankę Mariannę Trzcińską spotkało wielkie szczęście kiedy poślubiła królewskiego prawnuka.
Życie zweryfikowało nadzieje młodej Marianny. Fakt, że królewska krew pochodziła od Augusta II Mocnego było zapewne przyczyną, że Aleksander Józef Szembek nie przysłużył się pozytywnie Polsce. Wręcz przeciwnie, okazał się zdrajcą. Pewnie dlatego znajdujemy niewiele informacji na jego temat w miejscowych kronikach i regestrach.
Na szczęście rosyjskie raporty wojskowe pozwalają nieco uchylić rąbka tajemnicy.

*Aleksander Józef Szembek (ur. 1749r.), syn Franciszka Jakuba Szembeka wojewody inflanckiego i księżnej Marianny Sułkowskiej zmarłej wkrótce po połogu. Był nieformalnym prawnukiem Augusta II Mocnego.
Generał adiutant króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Starosta szczerczewski. Związany rodzinnie z Sułkowskimi nie popierał konfederacji barskiej. Jego podpis widnieje pod aktem zawiązania wstydliwej konfederacji radomskiej. Był zwolennikiem rosyjskiej interwencji. Jego ojciec utrzymywał kontakty ze znanym dysydentem Jerzym Wilhelmem Golczem, podkomorzym JKM-ci.
W czasie trwania Konfederacji Barskiej dnia 13.04.1770 r. poślubił Mariannę Trzcińską, c. Stefana Trzcińskiego, dziedzica Trzcicnicy, aktywnego konfederata barskiego. Trudno powiedzieć czy przed zawiązaniem konfederacji utrzymywał kontakty z Trzcińskimi czy też ślub był efektem nawiązania zażyłych stosunków po przybycia wojsk koronnych w rejon opanowany przez konfederatów. Niektóre źródła podają, że mieli syna Józefa Szembeka ur. ok. 1770, bezpotomnie zmarłego.
Jego ślub z córką działacza konfederackiego stać się mógł w przyszłości zarzewiem rodzinnych nieporozumień. Na nieszczęście dla poślubionej Marianny, Aleksander Józef Szembek nie był miłośnikiem spokojnego życia rodzinnego i wiejskiej sielanki. Poświęcił się karierze wojskowej pozostawiając osamotnioną żonę pod opieką jej brata w rodzinnym majątku w Trzcinicy.
Po zdymysjonowaniu w roku 1780 z polskiego wojska przeszedł na służbę rosyjską.
Dawny adiutant Stanisława Augusta Poniatowskiego objął stanowisko szefa nowogrodzkiego pułku muszkieterów. Został generałem majorem i brał aktywny udział w wojnie polsko-rosyjskiej w roku 1792. Uczestniczył w bitwach pod Zieleńcami, Dubienką i Markuszewem.
Odegrał znaczącą rolę w negocjacjach o przekazanie Rosjanom twierdzy w Kamieńcu Podolskim a po drugim rozbiorze brał też udział w rozformowaniu części polskich pułków.
Tłumił Insurekcję Kościuszkowską w roku 1794. W roku 1799 odbył kampanię włoską w korpusie generała Suworowa. Wziął udział w bitwie nad Trebbią, gdzie walczył przeciwko Polskim Legionom generała Dąbrowskiego. Polskie Legiony zostały wóczas dosłownie zdziesiątkowane.
Odznaczony orderem św. Włodzimierza III stopnia. Był inteligentnym i wykształconym dowódcą, cenionym przez Rosjan. Stan jego służby opisywano następująco:

,,w 1792 g. pod Zielencami, Dubiankoju, Markuszewym, 1793 po osobomu nastawlenju pri rasformirowani polskich połkow i pri wzjati goroda Kamenec-Podolskawo, za userdnuju służbu i rewnost Wsemiłostiwjejsze nagrażdion ordenom sw. Wladimira 3 stepeni. Po ros., pol., franc., italj., istorji, geografii i geometrii umjejet''.

Od czasu kampanii włoskiej ginie o nim słuch w polskich źródłach. Nie ma żadnego śladu, który świadczyłby, że powrócił do żony lub utrzymywał z nią kontakt.
Jego żona, tytułowana wojewodziną inflancką, wielokrotnie wymieniana jest w księgach parafialnych Trzcinicy, Słupi, Siemianic uczestnicząc jako świadek w chrztach i ślubach. Po raz ostatni wspomniana w roku 1789.
Być może Aleksander Józef Szembek został wykluczony z kręgu rodzinnego i towarzyskiego Trzcińskich utrzymujących przecież bliskie relacje ze Szembekami ze Siemianic? Postawa tych rodów była zaprzeczeniem tego wszystkiego co uosabiał sobą Aleksander Józef Szembek.
Stąd może spuszczona zasłona milczenia na jego osobę?
Okazuje się jednak, że Aleksander Józef Szembek nie zginął zapomniany gdzieś daleko na włoskiej ziemi. Informacje o nim odnajdujemy w materiałach rosyjskich.
Okazuje się, że wiosną 1800r. został zdymisjonowany z rosyjskiego wojska z prawem noszenia munduru i połową pensji. Wkrótce jednak, w styczniu 1801r. powrócił do czynnej służby.
W kręgach wojskowej elity imperium uchodził za człowieka oddanego nowej ojczyźnie. Nieprzypadkowo jego biogram odnajdujemy w ,,Rosyjskim Słowniku Biograficznym'' z roku 1911 (t. XXIII, str. 82) zawierającym nazwiska osób szczególnie zasłużonych Rosji.
Aleksander Józef Szembek raz jeszcze pojawił się na scenie historii w roku 1802.
W styczniu tego roku w Nowogródku na oczach wielu świadków zamordowany został Adam Mickiewicz(stryjeczny dziadek poety). Czynu tego dokonali stacjonujący żołnierze pułku konnego tatarsko-litewskiego dowodzonego przez polskiego generała Kajetana Głowińskiego. Żołnierze pułku pochodzili głównie z szeregów dawnego wojska Rzeczpospolitej (narodowości tatartskiej i litewskiej). Litewski generał-gubernator Leontij Benningsen powierzył śledztwo w tej sprawie zaufanemu Aleksandrowi Józefowi Szembekowi.
Przeprowadzone przez Szembeka dochodzenie ujawniło szereg nieprawidłowości w pułku oraz fakt ciągłego terrozyzowania przez żołnierzy miejscowej szlachty, mieszczan i chłopów.
Po zakończeniu dochodzenia jednostka została rozformowana, generał zdymisjonowany i osądzony.
Sprawa jest o tyle interesująca i zarazem przykra, że polską ludność przed byłymi żołnierzami Rzeczposplitej musiał bronić polski generał w rosyjskiej służbie. Takie są czasami paradoksy polskiej historii. Aleksander Józef Szembek zmarł w roku 1806 (?).


Warto w tym miejscu wspomnieć jeszcze o dziadku Aleksandra Józefa Szembeka ze strony matki czyli o Aleksandrze Józefie Sułkowskim. Być może właśnie na cześć słynnego dziadka (królewskiego syna) nadano imiona Szembekowi.

*Aleksander Józef Sułkowski- starosta sokolnicki, był synem z nieprawego łoża Fryderyka Augusta I (czyli późniejszego króla Augusta II Mocnego). Był więc przyrodnim bratem Fryderyka Augusta II, (czyli kolejnego króla Augusta III Sasa), z którym się przyjaźnił.
W 1726r. uzyskał przywilej Augusta II Mocnego na założenie w zachodniej części Sokolnik miasta Frydrychstat, nazwanego tak na cześć króla i jego syna, którzy jako elektorowie sascy używali imienia Fryderyk. Wkrótce w nowo założonym mieście obok wzniesionego drewnianego, otynkowanego gliną i wapnem pałacu z włoskim ogrodem wytyczono kwadratowy rynek i kosztem założyciela miasta wystawiono drewniany ratusz. Miastu nadano prawo magdeburskie, pozwolono używać herbu, pieczęci, wybierać burmistrza, wójta, landwójta.
W roku 1732 właściciel miasta ukończył budowę kościoła św. Mikołaja. Mimo podjętych inwestycji oraz udzielonych 12 lat wolnizny od państwowych podatków nie udało się przyciągnąć zbyt wielu przyszłych mieszczan. Miasto nie rozwijało się. Przyczyniło się również do tego zakupienie przez Sułkowskiego rozległych dóbr w rejonie Leszna i Rydzyny, które całkowicie zaprzątnęły uwagę księcia.
W roku 1733 został doradcą wybranego (a raczej narzuconego w atmosferze skandalu), na tron królewski swojego przyrodniego brata Fryderyka Augusta II, który jako król Polski przybrał imię Augusta III Sasa.
Do dóbr Sokolnickich należała również królewska wieś Czastary, w której w roku 1752 wspólnymi siłami z miejsowym proboszczem wzniósł nowy kościół.
Kolejnym starostą sokolnickim w roku 1758 został jego syn Antoni, który jednak nie przejawiał większych talentów gospodarczych. Miasto dalej pozostawało w stagnacji.

Zarówno Antoni jak i dwaj inni bracia Marianny Sułkowskiej – August i Aleksander - wobec Konfederacji Barskiej początkowo zachowywali pozorną przychylność później neutralność z cichym opowiadzeniem się za Rosjanami. Ostatecznie stali się zdecydowanymi wrogami konfederatów. Wrogo traktowali również swojego brata Franiszka, który jako jedyny z rodzeństwa przystąpił do ruchu. Uważali go za niespełna rozumu i pisali wiernopoddańcze listy do ambasadora Repnina z prośbą o wyrozumiałość i przepraszając za poczynania ,,postrzelonego'' brata.


Cóż, Marianna Trzcińska, córka konfederata barskiego, poślubiając Aleksandra Józefa Szembeka, zwolennika rosyjskiej interwencji, nie doświadczyła spodziewanych honorów i zaszczytów.
Był to raczej zgrzyt towarzyski, który odbił się na późniejszym jej życiu.
Poślubiła osobnika, którego charakter ukształtowany został w kręgach magnackich gdzie troska o ojczyznę przesłonięta była prywatą i dążeniem do osobistych korzyści.
Mąż Marianny był przykładem typowej sprzedajnej magnaterii, która ukształtowała na długie lata obraz stanu szlacheckiego Rzeczpospolitej w XVIII wieku.

Cdn.

Edytowane przez Mustava dnia 16-06-2013 20:13
 
slawomir wieczorek
#27 Drukuj posta
Dodany dnia 30-06-2013 16:56
Postów: 166
Data rejestracji: 29.06.11

Kicz pojednania

Przypadająca niebawem rocznica apogeum rzezi wołyńskiej (11 lipca 1943) skłoniła mnie do zaprezentowania już dziś końcowego fragmentu opracowania ,,Żołnierze Wyklęci''. Rozdział ten został dopisany do podstawowego opracowania, które powstało nieco wcześniej a impulsem do jego napisania stało się pewne spotkanie zorganizowane w kępińskim domu katolickim.
Dopisany rozdział poświęcony jest zagadnieniu, które zostało już wspomniane w prowadzonej dyskusji. Pierwotnie kwestię rzezi wołyńskiej w roku 1943 planowałem jedynie zasygnalizować jako element porównawczy w stosusnku do koliszczyzny i rzezi humańskiej w roku 1768. Zagadnienie to nie jest bowiem związane bezpośrednio z naszym miastem. Wiąże się jednak z szeroko rozumianym tematem ,,Żołnierzy Wyklętych''. Zaistniały jednak pewne przesłanki, które skłoniły mnie do szczegółowszego przedstawienia tego zaganienia.

Pewnym zaskoskoczeniem stało się dla mnie uświadomienie faktu, że w regionie kępińskim żyją potomkowie Polaków będących ofiarami i świadkami pogromów i rzezi jakie miały miejsce na kresach wschodnich w latach 1939-1947. Być może wciąż żyją wśród nas bezpośredni świadkowie tych wydarzeń. Część z tych osób pojawiła się w dn. 08.03.2013r na spotkaniu z ks. Isakowiczem w kępińskim domu koatolickim.

Słowa jakie zostały wypowiedziane w czasie spotkania, wciąż kipiące emocje tych ludzi, których wreszcie ktoś zechciał publicznie wysłuchać oraz kontrastujący z tym medialny sielankowy obraz oficjalnych obchodów nadchodzącej rocznicy sprowokował mnie do nadania niniejszemu rozdziałowi tytułu ,,kicz pojednania''.

Do 11 lipca zostało kilkanaście dni. Padnie jeszcze wiele słów i napisanych zostanie wiele analiz.
Ton narracji jakiej będziemy świadkami nadany już został przez biskupów kościoła geckokatolickiego i rzymskokatolickiego którzy wezwali naród polski i ukraiński do pojednania (cerkiew prawosławna nie uczestniczyła w spotkaniu).

Ten skądinąd szlachetny w zamyśle gest świadczy o kompletnym oderwaniu hiercharchów kościelnych od rzeczywistości. Uważam również, że gest ten w pewnym sensie wypacza zasady wiary. To prawda, że u podstaw wszystkich religii chrześcijańskich jest zdolność do wybaczania i możliwość odpuszczenia grzechów. Akt ten może jednak nastąpić tylko wówczas jeżeli zostanie spełnionych szereg warunków. Większość z nas wyrastała w kulturze chrześcijańskiej i doskonale wie jakie warunki muszą zostać spełnione dla oczyszczenia duszy.

Jestem przekonany, że obecne wezwania do pojednania trafią w próżnię. Nawoływania do wzajemnego przebaczenia win będą niewiele znaczącymi gestami zapomnianymi i zignorowanymi po dwóch tygodniach od zakończenia obchodów rocznicowych. Zaczną się na nowo wzajemne oskarżenia. Przyczyną tego jest brak komunikacji hierarchów kościelnych i państwowych z ofiarami wydarzeń sprzed 70 lat. Brak komunikacji a często ignorowanie tego co mają do powiedzenia pozwala politykom pisać historię ,,od nowa'' wg aktualnych politycznych potrzeb.
Pozwala to na prowadzenie polityki zgodnej z niestety źle pojętym tzw. ,,interesem państwa''.

Słowa potomków ofiar jakie padały w domu katolickim na spotkaniu z ks. Isakowiczem nie pasują w żaden sposób do tego wszystkiego, co obecnie starają się nam zaserwować politycy przy wsparciu kościelnej hierarchii, która dała się wmanewrować w propagowanie szczytnych idei u podstaw których leży niestety zakłamanie. Cała propagandowa akcja obchodów sprawia wrażenie, że dąży się do pojednania dwóch zwaśnionych stron, które dopuściły się kiedyś wobec siebie złych rzeczy.
Zaciera się różnice między autorami ludobójstwa oraz ich ofiarami. Dlatego wspomniane gesty nie znajdą poparcia i zrozumienia środowisk, których przedstawicieli miałem okazję wysłuchać na spotkaniu 08.03.2013. Bo serwowana obecnie interpretacja wydarzeń jest ogołocona o wszystkie elementy, które mogą popsuć podniosły nastrój pojednania. Innymi słowy jesteśmy świadkami zakłamywania historii w imię tzw. ,,wyższych celów''. Historia uczy jednak, że postawa taka wcześniej lub później przynosi skutki odwrotne od zamierzonych.

W imię cierpienia naszych rodaków, w imię prawdy oraz w imię pamięci jeszcze jednej grupy zapomnianych ,,Żołnierzy Wyklętych'' należy o tym głośno mówić.
Tyle tytułem wstępu.
Wydarzenia ostatnich dni spowodowały wprowadzenie w opracowanym wcześniej tekście pewnych uzupełnień.

Rok 1943 – Wołyń.
Na obszarach tych operowały polskie oddziały AK oraz ukraińskie UON.
Obie wrogo nastawione do sowieckiej Rosji i wzajemnie do siebie. Losy wojny powoli odwracają się. Front wojenny zaczyna przesuwać się na zachód. Co najlepiej zrobić z punktu widzenia sowietów? Doprowadzić do konfliku pomiędzy nimi. Do ich wykrwawienia się we wzajemnej walce. Wywołać wrogość między polskimi i ukraińskimi mieszkańcami tych ziem.
W 1768r i 1943r mieliśmy do czynienia z identycznym mechanizmem działania.
W roku 1943 do oddziałów UON przeniknęli sowieccy wysłannicy mający na celu wywołanie zamieszek. Wkrótce doszło po pogromów polskiej ludności cywilnej. Wywołało to reakcję ze strony oddziałów AK które stanęły w jej obronie. Zaczęły zwalczać partyzantkę ukraińską. Był to wymarzony scenariusz dla sowietów.
Z taką interpretacją wydarzeń nie zgadza się jednak większość historyków. Ich zdaniem trudno bowiem gdziekolwiek znaleźć informacje o udziale i inspiracji agentów sowieckiej bezpieki w pogromach na Wołyniu.
Agentów, którzy w przebraniu przenikali do oddziałów ukraińskich.
W polskiej Wikipedii tej informacji nie znajdziemy, ale już w angielskojęzycznej owszem: http://en.wikipedia.org/wiki/NKVD_units_dressed_as_UPA_fighters

,, During the Soviet struggle to establish control over Western Ukraine, NKVD units dressed as UPA fighters and committed atrocities in order to demoralize the civilian population, and to turn the people against nationalist groups ''…

Wielu polskich historyków twierdzi, że nie ma żadnych udokumentowanych przypadków napadu przebranych za UPA enkawudzistów na jakąkolwiek polską wieś.
Należy jednak zadać sobie pytanie: gdzie należy szukać owego ,,udokumentowania''? Czy jest możliwe znalezienie ,,udokumentowania'' bez dostępu do sowieckich archiwów? Należy ponadto rozróżnić czynny udział w pogromach od działań operacyjnych mających na celu inspirowanie i podżeganie. Akcja ludobójcza zrealizowana przez OUN, UPA przy pomocy lokalnego chłopstwa, jako działanie polityczne, została zaplanowana z zimną krwią a zrealizowana z konsekwencją i okrucieństwem. Jedynym benificjentem ówczesnych wydarzeń stali się sowieci.
Chodziło o to, by w chwili zakończenia wojny nie było już ani Żydów ani Polaków na Kresach. Aby pozbyć się oddziałów AK podbnie jak w 1768 pozbyto się oddziałów konfederackich. Chodziło o to, aby zatrzeć ślady polskości. Aby po wojnie nie trzeba było przeprowadzać żadnego plebiscytu ani dzielić ziemi jak miało to miejsce po I Wojnie Światowej. Aby zwycięzca mógł zabrać wszystko.

W roku 1999 wspólne ustalenia podczas konferencji naukowej z udziałem polskich i ukraińskich historyków doprowadziły do konkluzji, że sowieckie służby specjalne (NKWD i GRU) przyczyniały się do podsycania i rozwijania antagonizmów polsko-ukraińskich. Uznano, że zakres zaangażowania sowieckich służb i hipotezy w tym zakresie są nie do rozstrzygnięcia bez dostępu do dokumentacji, znajdującej się w utajnionych zbiorach specjalnych Federacji Rosyjskiej.
No cóż, może za 245 lat prawda ujrzy światło dzienne?
Jesteśmy dzisiaj w identycznej sytuacji, jak członkowie komisji Sejmu Wielkiego z roku 1790.
Nie mamy dostępu do archiwów. Rozstrzygnięcie tej kwestii musimy pozostawić potomnym.
Trzeba jednak podkreślić, że niezależnie od ewentualnej inspiracji ze strony sowieckich służb bezpieczeństwa pełną odpowiedzialność za ludobójstwo w latach 1943-1944 ponoszą nacjonalistyczne i faszystowskie organizacje ukraińskie, które wpisane miały w swój polityczny program eksterminację ludności narodowości żydowskiej, polskiej, ormiańskiej i każdej innej zamieszkującej tzw. ,,Wielką Ukrainę'' za wyjątkiem ludności ukraińskiej i niemieckiej.
Żadna polska organizacja nie miała w swoim programie tego typu działań. Polacy nigdy nie zhańbili się organizując wojskowe oddziały SS jak miało to miejsce w przypadku ukraińskiego SS-Galizien. Pełną odpowiedzilność za ludobójstwo na Wołyniu ponoszą UON, UPA a na lubelszczyźnie dodatkowo właśnie SS-Galizien.

W roku 1768 wymordowano co najmniej 100 000 katolickich mieszkańców prawobrzeżnej Ukrainy. W latach 1939-1946 w rzeziach na kresach zginęło minimum 130 000 Polaków.
Liczba ofiar świadczy o porównywalnej skali mordów z tych odległych od siebie epok.

Mordowani w pierwszej kolejności Żydzi znajdowali pomoc jedynie u polskiej ludności oraz dzięki oddziałom partyzanckim AK. Zachowały się na ten temat relacje żydowskich ofiar.
Tymczasem żołnierzom tych oddziałów próbuje się obecnie przypisać działania wymierzone przeciwko żydowskiej oraz ukraińskiej ludności cywilnej. Niektóre środowiska ukraińskie kłamliwie oskarżają partyzantów AK starając się usprawiedliwić i oczyścić z zarzutów ludobójstwa faszystowskie organizacje UON, UPA.

To prawda, że były przypadki że Polacy zabijali ukraińskich cywilów. Były to jednak incydenty które należy oczywiście potępić. Porównywanie tych incydentów do zaplanowanego i przeprowadzonego w bezwzględny sposób ludobójstwa jest jednak jakimś ponurym żartem. Polaków nigdy nie cechowało takie bestialstwo jak członków UPA.

Szacuje się, że w wyniku odwetowych działań ze strony Polaków zginęło ok. 10 000 Ukraińców.
Polaków zaś wymordowano 130 000. Porównanie samych liczb mówi samo za siebie.
Zasadniczą kwestią jest odpowiedź na pytanie kim byli Ukraińcy którzy zginęli z rąk Polaków?

Dlaczego nikt nie ma odwagi powiedzieć, że wśród tych 10 000 Ukraińców znajdowali się bandyci z faszystowskich ukraińskich organizacji bojowych, którzy:
-zginęli w wyniku podjętej obrony przez polskie oddziały samoobrony ludności cywilnej chroniącej się w organizowanych naprędce obozach, gdzie była większa szansa na przeżycie.
-zginęli w wyniku prewencyjnych działań polskiej partyzantki, która starała się likwidować gniazda bandytów zagrażających miejscowej polskiej ludności. Działania te wobec przewagi UPA przynosiły niestety niewielki skutek. Nagminne było stacjonowanie tych bandyckich oddziałów w ukraińskich wioskach, gdzie znajdowały pełne poparcie miejscowej ludności, która ochoczo wspomagała je w działaniach pacyfikacyjnych. W bestialskich akcjach niejednokrotnie uczestniczyły kobiety i kilkunastoletnie wyrostki.

Wśród czczonych na Ukrainie ofiar są zapewne i ci, którzy:
-przyszli do rodzinnego domu aby zamordować własną matkę i siostrę (wychowanych w wierze katolickiej) ale zostali wcześniej zabici przez własnego ojca, który stanął w obronie rodziny (to nie jest fantastyka, to jest autentyczna relacja oszalałego z bólu ojca). W przypadku mieszanych małżeństw, zwyczajowo córki przyjmowały wiarę swoich matek a synowie wiarę ojca). Oto do czego prowadzi skrajny nacjonalizm i religijny fanatyzm.
-mieszkali w sąsiedztwie spacyfikowanej wioski w której przeżył dosłownie jeden mieszkaniec, który po utracie całej rodziny i wszystkich sąsiadów w obłąkańczym szaleństwie rzucił się z nożem na mieszkańców sąsiedniej wioski skąd pochodzili rezuni.
-zostali spacyfikowani przez niemieckie oddziały wojskowe, których żołnierze po przybyciu na miejsce wyciętych w pień wiosek doznawali szoku widząc dokonaną masakrę i pod wpływem impulsu dokonywali pacyfikacji sąsiednich ukraińskich wiosek z których pochodziły bandy. To również nie jest żadna fantastyka tylko relacje niemieckich żołnierzy.

Wołyń to chyba jedyne miejsce w dawnej Rzeczpospolitej, gdzie Polacy szukali pomocy u Niemców i czasami ją otrzymywali. Nieliczni na tych terenach Niemcy (głównie w większych ośrodkach) aczkolwiek niechętni mieszaniu się w sprawy polsko-ukraińskie okazywali Polakom pomoc proponując im wstępowanie do policji. Była to jedna z dróg legalnego posiadania broni. Są również świadectwa, że wobec zaistniałej sytuacji, polskie oddziały samoobrony uzyskiwały od Niemców oficjalne pozwolenie na posiadanie broni. Źródłem zaopatrzenia w amunicję, granaty i broń byli niemieccy żołnierze.
Strona ukraińska stara się obecnie udowodnić, że są to przykłady współpracy Polaków i Niemców przeciwko Ukraińcom. Jest to kompletna bzdura i odwracanie przyczyn i skutków podejmowanych wówczas kroków. Było wręcz odwrotnie. To Ukraińcy witali z radością przybyłe na Ukrainę oddziały niemieckiego wojska.
Należy otwarcie powiedzieć, że działania podejmowane przez Polaków miały na celu biologiczne przetrwanie w tyglu nacjonalistycznego ukraińskiego amoku.


Przykłady tego rodzaju można mnożyć. Ukraińskie ofiary mają uwiarygodnić prowadzoną wówczas rzekomą wojną polsko-ukraińską, której w rzeczywistości nigdy nie było. Rozkazy dowództwa AK kategorycznie zakazywały dokonywania aktów odwetowych na ludności cywilnej. Istnieją na to dokumenty. Istnieją też dokumenty, które jednoznacznie świadczą, że intencją działań podejmowanych przez oddziały UPA-UON było biologiczne unicestwienie ludności polskiej i katolickiej.

Działania podejmowane przez Polaków sprowadzają się do jednego zasadniczego słowa: odwetu na oprawcach, którzy realnie zagrażali pozostałym przy życiu rodakom.
Była to reakcja na działania ukraińskich faszystowskich band. Źródeł incydentalnych odwetów na ludności cywilnej należy doszukiwać się w impulsie po doznanym cierpieniu, w rozpaczy graniczącej z pragnieniem własnej śmierci, często w obłąkaniu po utracie całej rodziny. Tymczasem działania UON-UPA to systematyczna czystka etniczna której zręby zbudowano na bazie wcześniejszych doświadczeń w likwidacji ludności żydowskiej. Ludobójstwa dokonano na bazie ideologii przejętej od hitlerowców. Było to ,,rozwiązanie kwestii polskiej'' na ziemiach ,,wielkiej Ukrainy''.

Nieporozumieniem jest również uzasadnianie i usprawiedliwianie dokonanej rzezi działaniami rządu polskiego w okresie dwudziestolecia międzywojennego. To prawda, że wielu Ukraińców doznawało wówczas upokorzenia. Ukraińcy czuli się obywatelami drugiej kategorii. To prawda że zamykano cerkwie, ograniczano ukraińskie szkolnictwo, założono obóz w Berezie. Z pewnością popełniono wiele błędów. Szkoda, że ówczesna polityka wobec obywateli polskich narodowości ukraińskiej nie znalazła dotąd porządnego naukowego opracowania
Jednak żadne z tych szykan nie usprawiedliwia wycięcia płodu z łona młodej Polki i nabicia go na sztachetę wiejskiego płotu. Tego ludobójtwa po prostu nie da się usprawiedliwić.
Tak jak nie da się usprawiedliwić Holokaustu tak nie da się usprawiedliwić ludobójstwa wołyńskiego.

Dopóki strona ukraińska nie dojrzeje do tej prawdy, wszelkie działania podejmowanie w imię pojednania skazane są na niepowodzenie. Dopóki będzie sprzeciw przed nazwaniem tych barbarzyńskich aktów ludobójstwem (co ma swoje prawne konsekwencje w postaci nieprzedawnienia zbrodni i możliwości ścigania ich autorów), nie ma co liczyć na zrozumienie ze strony ofiar. Dopóki Ukraina będzie chronić tych zbrodniarzy (wielu z nich można jeszcze dziś zlokalizować i osądzić), dopóki stawiane będą pomniki bandytom a Kościół Greckokatolicki będzie uczestniczył w święceniu tych pomników, nawołaywanie do pojednania jawi się jako wielki absurd.

Zapomina się natomiast o tych Ukraińcach, którzy za pomoc udzielaną Polakom lub odmowę uczestnictwa w mordach sami zostali zabici przez swoich rodaków. Czy to nie oni zasługują na pomniki? Czy to nie dla nich my Polacy powinniśmy sadzić drzewka pokoju jak czynią to Żydzi w stosunku do Polaków, którzy ratowali życie Żydom?
Dlaczego nie kultywuje pomięci właśnie o tych Ukraińcach, mimo nawoływania do tego środowisk kresowych i potomków ofiar? Oni wciąż pamiętają nazwiska i imiona Ukrańców, którzy nieśli pomoc swoim polskim sąsiadom.

Absurdem jest nawoływanie do pojednania, kiedy w uroczystościach uczestniczą politycy i kościelni hierarchowie brak zaś jest przedstawicieli rodzin ofiar, których nawet nie raczono na te uroczystości zaprosić. A może zapraszano i spotkano się z odmową? Ale lepiej o tym wstydliwym fakcie nie mówić głośno?

Absurdem jest wysłuchiwanie nawoływań do pojednania ze strony Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego który do tej pory nie potępił tych swoich duszpasterzy, którzy w czasie II Wojny Światowej popierali faszystowskie oddziały będąc zaczadzonymi ideologią faszystkowską i nacjonalistyczną w nie mniejszym stopniu jak sami bandyci.
Może czas uderzyć się we własną pierś i potępić tych hierarchów, którzy z radością witali na Ukrainie hitlerowskie oddziały wojskowe?
Może najwyższy czas potępić tych duchownych, którzy święcili noże do mordowania Lachów?
Podejmuje się obecnie starania o beatyfikację arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego (którego postawa w okresie II Wojny Św. wzbudza wiele kontrowersji) a zapomina o tych duchownych, którzy ponieśli śmierć ze strony UON-UPA za odmowę święcenia noży oraz udzielaną Polakom pomoc. Czy to właśnie nie Ci duszpasterze Kościoła Greckokatolickiego zginęli za wiarę? Czy to właśnie nie oni zasługują na beatyfikację?

Absurdem jest wysłuchiwanie nawoływań do pojednania między narodami kiedy milczy w tej kwestii duchowieństwo prawosławne. Postawa Cerkwi Prawosławnej była nie mniej wątpliwa niż Kościoła Greckokatolickiego. Wśród bandytów nie brakowało wyznawców religii tego Kościoła.
Dlaczego oczekuje się wybaczenia win bliźniego, skoro ten bliźni nie widzi potrzeby ekspiacji?

Absurdem jest nawoływanie do pojednania, kiedy strona ukraińska nie przyjmuje do świadomoci, że to ona ponosi odpowiedzialność za wydarzenia sprzed 70 laty i na różne sposoby stara się przerzucić część odpowiedzialności na barki Polaków.

Czytając relacje z rzezi wołyńskiej trudno nie oprzeć się wrażeniu, że źródła pomysłowości banderowców w sposobach zadawania śmierci w latach 1943-1944 musiały tkwić w wydarzeniach z lat 1768-1769. W relacjach z obu ludobójstw przykuwają uwagę opisy sposobu upokarzania człowieka i zadawania mu śmierci. To niesłychane (i jak dla mnie nie spotykane nigdzie indziej),
że w tych odległych od siebie epokach ludzie wpadali na identyczny pomysł, aby ciężarnej kobiecie w miejsce wytarganego dziecka zaszyć w brzuchu żywego psa lub kota. Przykłady identycznego bestialstwa z obu epok można mnożyć. Ciekawe, czy banderowcy zadając śmierć kierowali się przekazami z historii, czy też wpadali na identyczne pomysły jak ich przodkowie.
Jest to chyba doskonały materiał dla badań psychiatrów i psychologów społecznych.

http://www.youtube.com/watch?v=_wHeHB4xM20

Zarówno koliszczyna jak i rzeź wołyńska to niesłychane ludobójstwa nie mające odpowiednika w historii świata. Żadne inne wydarzenia w dziejach ludzkości (łącznie z Holocaustem ) nie charakteryzowało się takim stopniem zwyrodnienia. Mieliśmy do czynienia z dosłownym szaleństwem sprawców. Dokonywano czynów, które trudno sobie wyobrazić normalnemu, zdrowemu na umyśle człowiekowi. To nie była zwykła eksterminacja ludności. To było jakieś opętanie prowadzące do pastwienia się, znęcania się i zadawania jak najokrutniejszej i jak najboleśniejszej śmierci swojemu sąsiadowi, z którym jeszcze wczoraj utrzymywało się normalne relacje. W tym bestialstwie uczestniczyły nawet kobiety i dzieci.

Zarówno 245 lat jak 70 lat temu cerkiew prawosławna nie protestowała przeciwko sprzeniewieżaniu się fundamentalnym zasadom religii chrześcijańskiej. Gdyby wierni Cerkwi Prawosławnej i Kościoła Greckokatolickiego przestrzegali nauk płynących z ewangelii nigdy by nie doszło do tego typu wydarzeń. Czy w tym kontekście hierarchia tych kościołów nie powinna zacząć pojednanie od wyznania własnych win?

Na Ukrainie wiele środowisk uważa Iwana Gontę, Maksyma Zalizniaka, Stepana Banderę i im podobnych za narodowych bohaterów. Dużą rolę w procesie ,,ubohaterowienia'' tych bandytów odegrał hołubiony u nas prezydent Wiktor Juszczenko.
Dotkliwy brak narodowej historii, brak prawdziwych bohaterów powoduje, że część Ukraińców doszukuje się swych korzeni w środowiskach bandyckich, nacjonalistycznych i faszystowskich. Czczeni są ,,bohaterowie'', którzy we współpracy z Niemcami mordowali nawet własnych rodaków za pomoc udzielaną Żydom lub Polakom. Stawia się im pomniki, uczy się o nich w szkołach.
Jeszcze wiele lat upłynie zanim zaleczone zostaną ukraińskie kompleksy wynikające z deficytu chwalebenej historii. Rozpaczliwe próby jej odwracania oraz nasze milczenie prowadzą do nikąd. Nazywanie bohaterami narodowymi wymienionych wcześniej zbrodniarzy jest dla nas Polaków czymś uwłaczającym.

http://www.youtube.com/watch?v=vc4dlpHZLoE

Polscy partyzanci z oddziałów AK chroniący naszych rodaków przed bestialską śmiercią z rąk faszystowskich i nacjonalistycznych organizacji ukraińskich to ,,Żołnierze Wyklęci'' o których milczy się do dnia dzisiejszego. Są ,,Wyklętymi'' również przez współczesne polskie władze.
Zakłamywanie tego tematu jest o wiele większe aniżeli w przypadku partyzantki działającej po wojnie w aktualnych granicach Polski. Bo zmowa ta obejmuje niemal pełne spectrum polityczne. Polscy politycy boją się drażnić wschodniego sąsiada mówiąc mu prawdę. O ile ,,Żołnierze Wyklęci'' oraz partyzanci AK działający w aktualnych granicach Polski znajdują zrozumienie, to ci sami nasi żołnierze na terenie Wołynia takiego pełnego zrozumienia nie mają.
Za polskiego partyzanta, który zabił niemieckiego faszystę nie każe nam się przepraszać. Obarcza się nas za to potrzebą przeproszenia za żołnierza samoobrony, który zabił ukraińskiego faszystę.
To rozróżnienie jest nieuczciwe.
Ofiary hitlerowskiego systemu doczekały się uczczenia i pamięci. Ofiary faszystowskiego systemu UON-UPA przeszkadzają w prowadzeniu ,,realpolitik'' oraz zagrażają dobrym relacjom z naszym wschodnim sąsiadem. To rozróżnienie również jest nieuczciwe.
Tak jak nie przyjmujemy niemieckiej narracji wyrażonej w filmie ,,Nasi ojcowie nasze matki'' tak nie możemy przyjmować ukraińskiej narracji starającej się zrównać ofiary obu stron w wyniku przeprowadzonej akcji ludobójstwa na terenie kresów wschodnich.

Podkreślić jednak trzeba, że nie cały naród ukraiński prezentuje taką postawę. Bardzo wielu (szczególnie ze wschodniej części Ukrainy) sprzeciwia się kłamliwej interpretacji historii.
Również aktualnemu prezydentowi Ukrainy daleko jest do ideologii znajdującej poparcie w zachodniej części Ukrainy. Wielu Ukraińców uważa czczenie tych ,,bohaterów'' za powód do wielkiego wstydu. Powinnyśmy robić wszystko, aby głos tych ludzi był dobrze słyszalny.
To właśnie z tymi środowiskami należy prowadzić proces pojednawczy.

Oficjalna polska polityka (niezależnie od opcji politycznej), której celem jest łagodzenie konfliktów oraz nie rozdrapywanie ran w relacjach polsko-ukraińskich ponosi fiasko. Czynienie na siłę z Ukrainy przeciwwagi dla rosnącej roli Rosji nie zdaje egzaminu. Ukraina zmierza ku Rosji i co gorsza, na Ukrainie odradzają się nacjonalizmy przy naszej milczącej akceptacji. Niektóre skrajne środowiska nawiązują do idei ,,Wielkiej Ukrainy'' obejmującej również kilkadziesiąt gmin znajdujących się w dzisiejszych granicach Polski. Brak zdecydowanej reakcji z naszej strony na tego typu działania jest ogromnym błędem.

Ostatnia konstatacja: Coraz częściej padają słowa o głęboko skrzywdzonym w 1945 roku, niesprawiedliwie wypędzonym ze swoich prastarych germańskich ziem narodzie niemieckim.
O straszliwej zbrodni w Jedwabnem wie cały świat. O ludobójstwie dokonanym na tysiącach Polaków mieszkających od setek lat na Wołyniu, o dokonanych na nich potwornych zbrodniach,
o ich wygnaniu ze swoich domostw, o zrównaniu z ziemią setek wsi, o unicestwieniu bogatej wielowiekowej wielonarodowościowej kultury opartej na religijnej tolerancji wie na Świecie mało kto.
Tymczasem ludobójstwa z lat 1768-1769 oraz z lat 1939-1946 są jednymi z największych tego rodzaju aktów w historii ludzkości. Zabijano tylko dlatego, że ktoś był Polakiem, Żydem lub katolikiem. Kwestie te nie poruszyły do dzisiejszego dnia świat polskiej polityki, kultury i sztuki.
Nasi wybitni filmowi reżyserzy z wielką pieczołowitością przeprowadzają narodowe samobiczowanie.
Na cierpienia własnego narodu są wyjątkowo ślepi.

Niebawem dowiadywać się będziemy nie tylko o ,,polskich'' obozach koncentracyjnych ale również o patriotycznie nastawionych oddziałach UON-UPA oraz o nacjonalistycznych i antysemickich oddziałach AK oraz zbrodniczej akcji ,,Wisła''. (słowa napisane kilka miesięcy przed prezentacją filmu ,,Nasi Ojcowie, Nasze Matki'' – mój przypis)
Nie ma się czemu dziwić, skoro Sejm Rzeczpospolitej zdobył się na potępienie akcji ,,Wisła''
(wg mnie całkowicie uzasadnionej, mimo że przeprowadzonej przez władze komunistyczne) a nie chce tego uczynić w stosunku do rzezi wołyńskiej z lat 1943-1944.  
W maju 2011 Sejm miał przyjąć uchwałę o przywróceniu pamięci tym wydarzeniom, ale na wniosek prezydenta została ona usunięta z protokołu obrad. Historia jest zakłamywana na naszych oczach przez nas samych. Okazuje się, że wciąż nie wszystkie ofiary II wojny światowej mają w Polsce równe prawa do pamięci.
W imię poprawności politycznej oraz chęci przypodobania się sąsiadom wolimy brnąć w kłamstwa aniżeli czcić własne ofiary i dbać o ich upamiętnienie.

W najbliższych dniach będziemy świadkami różnego rodzaju uroczystości związanych z obchodami rocznicy rzezi wołyńskiej. Stosowana będzie słowna ekwilibrystyka. Ciekawe, ile w tych przekazach usłyszymy słów ze strony polityków a ile ze strony ofiar i ich potomków dokonanej w 1943 rzezi?

Niech ten rozdział opracowania będzie chociaż jakimś drobnym zadość uczynieniem pamięci przodków tych mieszkańców naszego regionu, którzy znaleźli na kępińskiej ziemi miejsce po przeprowadzonych w latach 1939-1946 czystkach etnicznych na kresach wschodnich i którzy ratunku mogli wówczas oczekiwać jedynie ze strony partyzantów z oddziałów Armii Krajowej.

Może informacja, że potomkowie ofiar tego ludobójstwa zamieszkują nasze ziemie zachęci kogoś o reporterskim zacięciu do dotarcia do nich i spisania wspomnień przekazanych im przez rodziców i dziadków?

http://www.youtube.com/watch?v=KDK2AVGobdA&feature=mh_lolz&list=FLzP915_UDCqw
Lech Makowiecki – ,,Wołyń 1943''

Dla zainteresowanych poszerzeniem wiadomości na temat ludobójstwa na kresach w latach 1943-1944 podaję kilka linków z ciekawymi materiałami.

http://www.youtube.com/watch?v=qBp-QJjsE3o
http://www.youtube.com/watch?v=H5EAGErT2a8
http://www.youtube.com/watch?v=5R6nR48t5lg
http://www.youtube.com/watch?v=LpC3hMFvdj0
http://www.kresykedzierzynkozle.home.pl/page43.php
http://www.kki.pl/pioinf/przemysl/dzieje/rus/cerkwie1.html


P.S. w kolejnej części wrócimy do naszej szlachty w czasach Konfederacji Barskiej.
 
slawomir wieczorek
#28 Drukuj posta
Dodany dnia 15-07-2013 22:13
Postów: 166
Data rejestracji: 29.06.11

Lokalna szlachta w czasach Konfederacji Barskiej - c.d.

Poglądy polityczne konfederatów nie były jednolite. O zróżnicowaniu zapatrywań świadczy ich późniejsza kariera. Większość poprze i włączy się w prace Sejmu Wielkiego. Część z nich będzie jednak przeciwna Konstytucji 3 Maja. Niektórzy staną się członkami konfederacji targowickiej.
O wewnętrznych tarciach i nieporozumieniach, będących chorobą tego zbrojnego zrywu, świadczą informacje zawarte w korespondencji Stanisława Augusta Poniatowskiego z 30 lipca 1768r do Ksawerego Branickiego:

,,Coraz więcej Moskwy się ściąga powoli koło Krakowa. W tych dniach musi się tam coś stać. Tymczasem na najbliższą Moskwę wypadają konfederaci z Krakowa i czasem dość odważnie. Bobrowski w Księstwie zrobił konfederacyą, a Szembek Miecznik w Częstochowie od swoich własnych partyzantów był płazowany, gdy się niekontentnym pokazał o to, że sędziego Wieluńskiego Moszkowskiego marszałkiem ta partya zrobiła, nie jego. Moszkowski porwał się do tej roboty, uwiedziony fałszywych gazeciarzy podniętą, którzy twierdzili, że we trzy dni po wziętym Barze przez was, znowy był odebrany przez konfederatów z ciężką Wpana klęską. Starosta Radomski, ów dawny starosta Wieluński, Męciński w to wcale nie wchodzi, i owszem schronił się za granicę. Że ta partyjka którą Szembek i Brzostowski kasztelanic komenderują i w Szlązku dziwy wyrabiali, król Pruski na granicy kazał mocno patrolować, i opowiedzieć, że gdyby podobna partya niedobitków jak Rydzyńskiego znowu po jakiej przegranej do Szlązka uciekali, że nie tylko protekcyi nie będą mieli, ale będą w areszt wzięci. O Biskupie Kamienieckim tyle wiem, że się ustawnie tłucze na pograniczu Szlązkim, a zwodzi ludzi obietnicami i fałszywemi nowinami. Niejaki Józef Bierzyński bardzo chudy pachołek w Piotrkowie, sieradzką konfederacyą rozpoczął, do której się żaden urzędnik ani majętny nie pisał.''

Słowa doskonale zorientowanego w sytuacji monarchy po raz kolejny należy skomentować.

1. Informacja o ,,płazowaniu'' (czyli o obiciu płaską częścią szabel) Aleksandra Szembeka przez własnych partyzantów wydaje się prawdziwą. Potwierdzeniem tego jest korespondencja Jakubowskiego z sierpnia 1768 w której wspomina o ,,zmasakrowaniu'' Szembeka przez konfederatów. Czy przyczyną tego incydentu było niezadowolenie Szembeka z wyboru na stanowisko marszałka konfederacji wieluńskiej Morzkowskiego, sędziego wieluńskiego? Tego nie jesteśmy pewni, ale jest to bardzo prawdopodobne. W konfederacji dają się zauważyć wielkie ambicje poszczególnych organizatorów ruchu. Było wielu chętnych do dowodzenia a niewielu do podporządkowania się i wypełniania poleceń. Konfederacja była przykładem braku umiejętności współdziałania zgodnie z porzekadłem ,,szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie''. Każdy miał swój pomysł na rozwiązanie problemów gnębiących Rzeczpospolitą. Niezadowolenie Szembeka mogło wynikać z faktu, że po zorganizowaniu przez niego podwalin konfederacji, przystapili do niej lokalni notable, którzy przejęli władzę. Dalsze wypadki świadczą jednak o tym, że przyjął do wiadomości wyniki głosowania. Płazowanie okazało się więc skuteczne a nasz Aleksander Szembek chyba nieco spokorniał i w przyszłości współpracował w ramach Generalności z marszałkiem ziemi wieluńskiej.

2. Od końca czerwca 1768 region od Częstochowy po Kraków opanowany był przez konfederatów. Owe ,,harce'' to nic innego jak kontrola tego rejonu przez wojska konfederackie. Granica ze Śląskiem została obstawiona przez pruskie wojska celem ochrony terytorium Prus. Fryderyk II chciał zapobiec powtórzenia sytuacji jaka miała miejsce Wielkopolsce, kiedy to konfederaci wykorzystali terytorium Prus do ucieczki przed wojskami rosyjskimi. Nie ułatwiało to oczywiście życia konfederatom, którym groziło rozbrojenie i wzięcie do niewoli w przypadku przekroczenia granicy. Wzdłuż granicy agitację prowadził biskup kamieniecki Adam Krasiński. Obawiając się dekonspiracji i aresztowania zakładał zwykłe ubrania i pozostawał po śląskiej stronie granicy. Król Stanisław August był jednak świadomy prowadzonej przez biskupa agitacji.

3. Wojciech Męciński h. Poraj (1698-1771), to magnat i krewniak Konstancji Męcińskiej, babki Aleksandra i Kazimierza Szembeków, która wniosła Szembekom w wianie Siemianice, Raków i Łyskornię. Właścicel rozległych dóbr w ziemi wieluńskiej. Wielokrotny poseł ziemi wieluńskiej. Na sejmie elekcyjnym w 1764 poparł St. Augusta Poniatowskiego. Z korespondencji wynika, że Wojciech Męciński nie angażował się do walk po żadnej ze stron konfliktu. Związane to było zapewne z jego podeszłym wiekiem. Jego syn Stanisław był przeciwnikiem Konfederacji Barskiej. Siostra Wojciecha, Elżbieta Męcińska była żoną Aleksandra Kolumny Walewskiego, właściciela Wieruszowa, który również nie zaangazował się w prowadzone przez konfederatów działania.

4. W korespondencji pada nazwisko Józefa Bierzyńskiego, który organizował ruch konfederacki w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Król lekceważąco i niepochlebnie wyraził się o tym szlachcicu. Jego postać odegra niemałą rolę w dalszych wydarzeniach związanych z konfederacją. Okaże się również, że Józef Bierzyński trwale zapisze się w historii ziemi kępińskiej.

Zajęcie przez konfederatów Krakowa wywołało natychmiastową reakcję wojsk rosyjskich, które już 5 lipca 1768 pojawiły się pod miastem. Nowo formowane oddziały konfederackie postanowiono więc kierować w rejon Białej i Żywca. Stamtąd zamierzano bowiem pójść Krakowowi z odsieczą.
W kierunku Żywca zmierzał Jan Mączyński oraz Stanisław Antoni Morzkowski ze swoim 200-osobowym oddziałem wieluńskim. W sumie ok. 800 konfederatów ziemi wieluńskiej podzielonych na mniejsze oddziały zmierzało od strony Częstochowy w kierunku Krakowa.
Wcześniej wyszedł z Krakowa z częścią wojsk naczelny dowódca książę Marcin Lubomirski kierując się w stronę Lanckorony z zamiarem zebrania jeszcze większej liczby górali. W kierunku Białej wysłano z kolei wielkopolskich konfederatów rotmistrza Walentego Żukowskiego. Wszystkie te wojska po połączeniu się oraz dołączeniu zmierzających w kierunku Krakowa konfederatów wieluńskich pod dowództwem Stanisława Morzkowskiego miały z boku uderzyć w oblegany już przez Rosjan Kraków. Dalsze wypadki potoczyły się jednak nie po myśli konfederatów.
Kpt. Gendre po spektakularnym zwycięstwie 28 lipca pod Makowem nad wojskami Lubomirskiego i Żukowskiego, na przełomie lipca i sierpnia 1768r rozbił oddziały Morzkowskiego na które natknął pod Żywcem, które na wieść o klęsce Lubomirskiego cofały się w kierunku Białej. Konfederaci uderzyli pierwsi, ponieśli jednak ciężkie straty. Gen. Gendre ruszył następnie w pogoń za Żukowskim, który umykał w kierunku Cieszyna.
Wojska konfederackie grupujące się wokół Krakowa nie zdołały połączyć sił i poniosły sromotną porażkę. Kraków został okrążony przez wojska nieprzyjaciela. Bez nadziei na odsiecz 17 sierpnia 1768 wygłodzone i wyczerpane miasto skapitulowało.

Docierające informacje o upadku Wawelu wywołały depresję powstańców z pozostałych oddziałów które poszły w rozsypkę. Morzkowskiemu udało wydostać się na Śląsk. Jego dobra wkrótce objął sekwestr a jego żona Zofia (wnuczka Piotra Iwańskiego* z Domanina) z córeczką schroniły się we Wrocławiu. Marszałek ziemi wieluńskiej przebywał za granicą do końca konfederacji barskiej (1772) zachowując formalnie swoje stanowisko.

Niektórym obrońcom Krakowa udało się wydostać z opanowanego miasta. Los większości konfederatów był jednak tragiczny.

,,Po zajęciu miasta musiała się i załoga zamku poddać. Wziętych do niewoli wysłano z rozkazu Repnina do Kijowa a ztamtąd wraz z odstawionymi z Połonnego na Sybir. Spomiędzy jeńców krakowskich wyprosił król u Repnina 40 jedynie, których wypuszczono za rewersami.''

Wśród owych szczęśliwców, którzy uniknęli marszu na Syberię znalazł się wspomniany wcześniej starosta ostrzeszowski Franciszek Stadnicki. Swoje uwolnienie zawdzięczał koneksjom kuzynki Teresy Ossolińskiej. Owe ,,wyproszenie'' przez króla grupy 40 jeńców wiązało się oczywiście z koniecznością odpowiedniego opłacenia przez rodziny konfederatów łaski rosyjskich dowódców. Franciszek Stadnicki po powrocie do Ostrzeszowa nie podejmował już partyzanckich działań. Ponowne dostanie się do rosyjskiej niewoli skutkowałoby karą śmierci za złamanie recesu (odstąpienia) od konfederacji, który zapewne podpisał jako konieczny warunek uwolnienia.

Wielu z tych, którym udało się wymknąć z opanowanego przez Rosjan Krakowa skierowało się do Wielkopolski, gdzie na nowo organizował się ruch konfederacki. Udało się powrócić między innymi rotmistrzowi Walentemu Żukowskiemu.
,,W trzynaście koni'' dotarł również do Wielkopolski rotmistrz Wojciech Kiedrzyński* który wkrótce zawitał do Kępna. Ten dzielny żołnierz w krótkim czasie odbudował stuosobowy oddział i dołączył do konfederacji wielkopolskiej. Do jego tragicznych losów jeszcze wrócimy.

Zapewne zaciekawi mieszkańców Kępna fakt, że kilkoro potomków Olszowskich (byłych właścicieli Kępna) związało swoje losy z Konfederacją Barską. W tym miejscu wspomnę o dwóch prawnuczkach Marcina Olszowskiego (jednocześnie córkach Józefa z Osin Wężyka, właściciela Opatowa), które związały się węzłem małżeńskim z konfederatami.

*Józef z Osin Wężyk (ur. ok. 1720r., zmarły w 1771) – syn Wawrzyńca Wężyka (wojskiego ostrzeszowskiego) oraz Marianny Olszowskiej (córki Marcina Olszowskiego, właściciela dóbr kępińskich). Kasztelan Konar Sieradzkich, starosta niżyński, mieczniki wieluński, właściciel Grodźca, Królikowa, Broniszewic, Kwiatkowa k. Kalisza oraz Opatowa z przyległościami w ziemi wieluńskiej. Żonaty z Heleną Jordan z Zakliczyna herbu Trąba.
Starsza córka Teresa (ur. 1740) w roku 1770 poślubiła konfederata barskiego Franciszka Stadnickiego*. Młodsza córka Konstancja (ur. ok. 1750) wyszła za mąż za innego konfederata Pawła Skórzewskiego* z Mącznik.
Józefa z Osin Wężyka s. Wawrzyńca nie należy mylić ze stolnikiem ostrzeszowskim oraz właścicielem Myjomic Józefem z Osin Wężykiem* s. Antoniego Wężyka oraz Elżbiety Siemieńskiej h. Leszczyc.
Ponadto nie należy utożsamiać Osin z wioską leżącą pod Kępnem. Ród Wężyków z Osin pochodzi z okolic Sieradza, gdzie również znajduje się miejscowość o nazwie Osiny. To właśnie od tej miejscowości pisze się ród Wężyków.

*Franciszek ze Stadnik Stadnicki – ur. w 1742r., syn starosty ostrzeszowskiego Antoniego oraz Teresy Potockiej.
Rotmistrz w Regimencie Królowej Jadwigi. W roku 1764 jako poseł ziemi wieluńskiej głosował za elekcją Stanisława Augusta Poniatowskiego. W czasie Konfederacji Barskiej (lipiec, sierpień 1768r.) brał udział ze swoim regimentem w obronie krakowskiego zamku. Odznaczył się niepospolitą odwagą przy obronie zamku. Wzięty wraz ze swoją 50-osobową kampanią do niewoli. Jako jeniec był już prowadzony na zesłanie do Rosji. Dzięki koneksjom swojej kuzynki Teresy Ossolińskiej, wojewodziny wołyńskiej, interwencji króla, odpowiedniej sumy pieniędzy oraz po uprzednim podpisaniu odstąpienia od konfederacji został uwolniony.
Po uwolnieniu pojednał się z królem, który nadał mu po rezygnacji jego ojca Antoniego w r. 1768 starostwo ostrzeszowskie.
Od dnia 12 listopada 1769 uczestnicząc w różnych uroczystościach na zamku ostrzeszowskim wielokrotnie odnotowywany był w księgach parafialnych ostrzeszowskich. W roku 1770 poślubił w Opatowie Teresę Wężykównę, córkę Józefa Wężyka* (a wnuczkę Marianny Olszowskiej), która wniosła w posagu Grodziec, Biskupice i Królikowo w Konińskiem. Po stryju żony, biskupie Walentym Wężyku odziedziczyli Stadniccy Opatów, gdzie po ślubie osiedli na stałe. Narodziło się tutaj kilkoro ich dzieci (Anna, Helena, Tekla, Antoni, Ignacy).
Dnia 13 grudnia 1782 w wieku 30 lat zmarła jego żona, którą pochowano w tutejszym kościele.
Uczestnik sejmu z lat 1776, 1780 i 1786.
W roku 1776 jako poseł ziemi wieluńskiej, wraz z Franciszkiem Jakubem Psarskim miał dopilnować, aby Polska nie poniosła większych strat terytorialnych niż wynikało to z zapisów traktatowych. W roku 1780 zostaje kolejny raz posłem. Na Sejmie zgłosił konkretny projekt zwiększenia stanu osobowego wojska postulując, wbrew nawet instrukcji ziemi wieluńskiej, wprowadzenie nowego podatku na rzecz armii. Nie widział możliwości powiększenia sił zbrojnych jak tylko poprzez poniesienie dodatkowych ciężarów finansowych. Zapewniał jednocześnie izbę, że współobywatele wieluńscy zgodzą się na uszczuplenie swoich dochodów, żeby nie dopuścić do rozgrabienia ojczyzny.
Na tym samym sejmie Franciszek Stadnicki składał sprawozdanie z działalności Komisji Edukacji Narodowej podkreślając swe uznanie dla jej prac oraz dziękując za ofiarność jej członków.
Złożył w sejmie wniosek o tzw. reformę kursującej monety, jednogłośnie przez sejm przyjęty.
W maju 1786r. otrzymał od ministra pruskiego list z zapowiedzią wejścia wojsk pruskich na teren powiatu ostrzeszowskiego. Starosta zwrócił się wówczas do króla i Rady Nieustającej o zapobieżenie ,,takiemu absolutyzmowi''.
Za prace na rzecz Państwa uhonorowany został orderem Św. Stanisława oraz orderem Orła Białego.
Franciszek Stadnicki był dobrym gospodarzem, popadał jednak w konflikty z ostrzeszowskimi mieszczanami sprzeciwiającymi się dokonywanym przez niego zakupom nieruchomości w mieście. Mieszczanie widzieli w tym zagrożenie dla własnych interesów. Szlachta zwolniona bowiem była z podatków, jakim podlegali mieszczanie.
Po raz ostatni odnotowany w opatowskich metrykaliach w roku 1788. Pozostawał starostą ostrzeszowskim aż do zaboru pruskiego w 1793r.
Stał się posiadaczem ogromnej fortuny. Po ojcu odziedziczył Rożniów. W roku 1792 nabył Modlibogowice i Kuchary za sumę 188 750 zł. W Galicji nabył ponadto Cieklin, Samoklęski, Duklę, Maszanę, Żmigród, Polany, Nawojową , Grbamnę, Łabowę, Sądową Wisznię i in. U schyłku życia przeniósł się do rozległych dóbr w Małopolsce i Galicji, gdzie zmarł w roku 1810. Pochowany został w Dukli. W przedsionku tamtejszego kościoła parafialnego pw. św. Marii Magdaleny znajduje się jego sarkofag.
Współcześni potomkowie Franciszka Stadnickiego starają się odzyskać część dóbr w nowosądeckim należących do tego rodu przed II Wojną Światową (m.in. Szczawnicę, którą już odzyskano oraz pałac w Nawojowej o który toczy się obecnie proces sądowy).



www.kepnosocjum.pl/forum/attachments/nagrobek.jpg
Nagrobek Franciszka Stadnickiego, starosty ostrzeszowskiego w kościele parafialnym w Dukli.
Fotografia - źródło: www.polskiekrajobrazy.pl

www.kepnosocjum.pl/forum/attachments/palac_nawojowa.jpg
Nawojowa, pałac założony przez Franciszka Stadnickiego, starostę ostrzeszowskiego 1768-1794
Fotografia - źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Nawojowa_palac.jpg#


*Paweł Skórzewski – ur. w Mącznikach koło Skalmierzyc, dziedzic Parczewa. Znany i aktywny konfederat barski. Wielki patriota. W końcowej fazie walk odmówił podporządkowania się wojskom pruskim za co został wzięty do niewoli a następnie więziony w twierdzy kostrzyńskiej.
Przed 1775r. poślubił Konstancję Wężykównę, młodszą córkę Józefa Wężyka. W rok później owdowiał. W 1782 poślubił Eleonorę Zofię Sczaniecką.
Łowczy kaliski, od 1792 stolnik kaliski. Aktywny uczestnik Sejmu Wielkiego. Odznaczony orderem Świętego Stanisława oraz orderem Orła Białego.
Inicjator Insurekcji Kościuszkowskiej we Wielkopolsce. W roku 1806 w Kaliszu stanął na czele skutecznego powstania wielkopolskiego doby napoleońskiej (wspomniany w opracowaniu dotyczącym Księstwa Warszawskiego). Generał armii Księstwa Warszawskiego. Zmarł w Parczewie w roku 1819.

Edytowane przez Mustava dnia 17-07-2013 07:17
 
slawomir wieczorek
#29 Drukuj posta
Dodany dnia 27-07-2013 14:03
Postów: 166
Data rejestracji: 29.06.11

Tajemnica mogił w Remiszówce

Wydawało się, że po upadku Krakowa Konfederacja została ostatecznie zdławiona.
Spokój był jednak pozorny. Jak pisał Stanisław August Poniatowski ,,duch konfederacki tli się wszędzie pod popiołem''. Ferment utrzymywał się głównie wśród ubogiej szlachty oraz w katolickich miasteczkach. Wciąż powstawały drobne lokalne oddziały zawzięcie tropione przez rosyjskich dowódców. Na czele powstańczych oddziałów stawali często mieszczanie.
Ruch szlachecki przekształcał się w ruch ogólnonarodowy.
Jednym z ognisk konfederackich stały się okolice Piotrkowa, gdzie na przełomie czerwca i lipca Józef Bierzyński zebrał wokół siebie kilkuset szlachciców. Szybko jednak został wytropiony przez majora Drewicza.
Część historyków (Władysław Konopczyński, Wacław Szczygielski) stoi na stanowisku, że polegli w Remiszówce pod Kępnem żołnierze należeli do oddziałów Józefa Bierzyńskiego, owego ,,chudego pachołka'' z korespondencji Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Pojawia się jednak szereg znaków zapytania w tej kwestii. Wątpliwości wynikają z faktu, że wg miejscowych źródeł historycznych do walk w Remiszówce doszło 7 września 1768r. Tymczasem rozbicie wojsk Bierzyńskiego nastąpiło już na początku lipca między Piotrkowem a Częstochową. Odbyło się to dużo wcześniej i daleko od Kępna. Większość konfederatów salwowała się ucieczką na pruską stronę w rejonie lasów boronowskich. Według Wacława Szczygielskiego schwytano wówczas 60 jeńców, 80 zabito a Bierzyński umknął na Śląsk Cieszyński.

W jaki sposób więc jego żołnierze dotarli w nasze okolice?

Prof. Władysław Konopczyński na podstawie materiałów z Archiwum Moskiewskiego odnotowuje, że Józef Bierzyński po rozbiciu wojsk nie złożył broni tylko próbował wznowić ,,ruchawkę'',
ale ok. 1 września został zniesiony przez wojska Drewicza pod Remiszówką, gdzie połowa jego oddziału t.j. 82 ludzi poległa.
Taka wiedza wyłania się z korespondencji mjr Drewicza do gen. Duntena, do której niestety nie mamy dostępu. Przytoczona przez Konopczyńskiego korespondencja mówiąca o 82 zabitych konfederatach pod Remiszówką jest bardzo intrygująca.

www.kepnosocjum.pl/forum/attachments/jozef_brandt.jpg
Józef Brandt, ,,Potyczka''


Tymczasem z lokalnej historii wynika, że pod Remiszówką oraz w okolicy Łęki Mroczeńskiej pochowano ośmiu konfederatów (i nie 1 września jak podaje Konopczyński a nieco później, 8 września). Jaka jest przyczyna rozbieżności dotyczących terminu bitwy oraz liczby poległych konfederatów? Czy polegli 7-8 września konfederaci to ci sami o których pisze w swojej korespondencji Drewicz do gen. Duntena? Czy w jednym i drugim przypadku chodzi o to samo starcie? Może Drewicz w swojej korespondencji miał na myśli wszystkich zabitych w trakcie likwidowania oddziału Bierzyńskiego? Może konfabulował starając się wyolbrzymić swoje sukcesy? Może wreszcie sam prof. Konopczyński niezbyt precyzyjnie przytacza korespondencję?

Władysław Szczygielski w ,,Dziejach Ziemi Wieluńskiej'' stwierdził, że w okolicach Remiszówki rozbity został jakiś lokalny oddział konfederacki. Taki scenariusz wydawać się może prawdopodobny. W Wielkopolsce masowo powstawały niewielkie lokalne oddziały powstańców zajadle tropione i rozbijane przez rosyjskie wojska.
Wg dostępnej literatury w rejonie Kępna w tym czasie nie przebywał jednak żaden ze znanych dowódców konfederackich. Nie znamy też nazwisk żołnierzy ani dowódcy ewentualnego lokalnego oddziału. Mało prawdopodobne, by w lokalnej pamięci nie zachowały się szczegółowsze informacje dotyczące poległej miejscowej szlachty. Wątpliwe ponadto, aby pochowano ją w bezimiennych mogiłach.
Realny obraz wydarzeń dodatkowo jest zaciemniony przez materiały, z których wynika, że polegli pod Remiszówką żołnierze podlegali zupełnie innym dowódcom. Do wątku tego jeszcze wrócimy starając się znaleźć ostateczną odpowiedź na pytanie: komu podlegali polegli pod Remiszówką konfederaci?

www.kepnosocjum.pl/forum/attachments/grobowiec_remiszowka.jpg
Grobowiec konfederatów barskich pod Remiszówką.

Znajdziemy go na skraju lasu mijając po drodze majątek Gierczyce i osadę Remiszówka.
Fotografia – źródło Socjum Kępno

Związanie głównych sił rosyjskich w rejonie Krakowa pozwoliło Wielkopolsce nieco odetchnąć oraz podjąć kolejną próbę podniesienia rozbitej konfederacji. Pierwszy poderwał się drobny szlachcic Jakub Ulejski, który ogłosił wielce patriotyczny manifest i oznajmił, że idąc w ślady konfederacji barskiej i ,,kochających ojczyznę synów'' rozpoczyna walkę ,,o wiarę, wolność i Ojczyznę''.
W swoim manifeście oznajmiał:

,,Umyśliliśmy te to wszczęte przez nieprzyjacioł wolnemu narodowi szkodzące i na karki nasze godzące jarzma niewolnicze (...) znosić(...). Krwią to ojczystą i życiem własnym dokonać''

Co więcej, do dzieła tego przystępują

,,z wszelkim, szczęśliwie nam panującego Najjaśniejszego Króla Imci Stanisława Augusta Pana naszego miłościwego, uszanowaniem''.

W manifeście nie znajdziemy słowa przeciwko innowiercom. Nie znajdziemy sprzeciwu wobec reformom. Widzimy natomiast silne akcenty patriotyczne oraz poparcie dla króla.
W trzy dni po ogłoszeniu manifestu Jakub Ulejski poznał smak carskiej przemocy.
Popełnił wielki błąd, nie wysyłając swojej rodziny za granicę, jak uczyniło wielu szlachciców decydujących się poprzeć Konfederację. Dnia 21 lipca Kozacy napadli jego dom, skatowali na śmierć dziewięcioletnią córkę, żonę ścięli ,,kończugami na gołe ciało'', że ,,aż strumieniami po podłodze krew płynęła'' i wreszcie doszczętnie obrabowali majątek, zabierając zboża, inwentarz i sprzęt domowy. Jednocześnie rozpoczęli pościg za Ulejskim.
Kozacy powtórzyli w mikroskali masakrę dokonaną w Humaniu.

To brutalne wydarzenie odbiło się szerokim echem w całej Wielkopolsce i wzburzyło społeczeństwo. Masowo zaczęły tworzyć się oddziały konfederackie złożone ze szlachty i mieszczan. Podkreślić należy, że udział mieszczan był dobrowolny a wiele miasteczek wyludniło się z męskiej młodzieży. W tych spontanicznie i oddolnie tworzonych oddziałach daje się jednak zauważyć brak koordynacji i współdziałania, co ułatwiało Rosjanom ich rozbijanie. Z inicjatywą uporządkowania i ukierunkowania ich działań wystąpił wspomniany już Wojciech Kiedrzyński, który wysunął propozycję powołania Jakuba Ulejskiego na naczelnego dowódcę. Zebrana w Kole szlachta 5 września 1768 powołała Ulejskiego na naczelnego dowódcę. Tym sposobem ruch zbrojny Wielkopolan został podporządkowany jednolitemu dowództwu. Podjęto jednocześnie zdecydowane kroki zmierzające do zwalczania bandyckich oddziałów podszywających się pod wojsko konfederackie. Niesubordynowanych dowódców karano śmiercią. Wyroki na podejrzanych i wałęsających się osobników wydawano czasami wręcz pochopnie.

Wróćmy jednak do wydarzeń, które rozegrały się w tym czasie w Remiszówce.
Ks. M. Perliński (ur. 1842r.) we ,,Wspomnieniach o mieście Ostrzeszowie, bliższej jego i dalszej okolicy'' odnotowuje:

,, Oddział konfederatów barskich pod dowództwem Zaremby i Morawskiego dnia 6 września r. 1768 od Kalisza przybył do Ostrzeszowa na postój. Część tego oddziału, to jest ośmiu, dnia 7 września poszło do Kępna i Baranowa. Wojsko moskiewskie tam stojące pochwyciło 6 i zabiło, zostali pochowani na gruncie Grębanina, zwanym Remiszówką, dwóch zaś zabitych przez Moskali pochowano na gruncie zwanym Łęka Mroczenska.''

Czy słowa księdza Perlińskiego są wiarygodne? Kim byli wymienieni dowódcy?
Józef Zaremba to major wojsk koronnych oraz adiutant Stanisława Augusta Poniatowskiego. Doświadczenie wojskowe zdobył służąc w armii saskiej. Przeszedł na stronę konfederatów barskich.
Nigdy jednak nie uznał ogłoszonego przez Generalność aktu detronizacji Stanisława Augusta. Jego zdolności wojskowe spowodowały, że był szczególnym celem majora Drewicza. Zaremba umiejętnie jednak omijał wojska carskie podejmując walkę tylko wtedy, kiedy był pewny sukcesu. Pokonał wojska rosyjskie pod Kościanem oraz wojska koronne pod Widawą.
Ciągły pościg Drewicza za Zarembą oraz udane manewry tego ostatniego stały się treścią satyrycznej pieśni Jacka Kowalskiego.

http://kaleson987.wrzuta.pl/audio/4zSv6OnN05U
Jacek Kowalski - ,,duet Iwana Drewicza z jaśnie wielmożnym Józefem Zarembą komendantem konfederacji wielkopolskiej''.

Czy wojsko majora Zaremby w trakcie tych manewrów zawitało do Kępna? Jest to wielce prawdopodobne. W oddziale Zaremby służyli bowiem przedstawiciele okolicznej szlachty.
Jednym z nich był Wojciech Iwański z Domanina.
Poznajmy zatem kolejnego konfederata będącego przedstawicielem miejscowej szlachty.
Był on był wnukiem Marcina Olszowskiego, dawnego właścicela Kępna. Ojciec Wojciecha, Piotr Iwański* był mężem Eleonory Olszowskiej.
Wg Kitowicza Wojciech Iwański* zginał 29 VIII 1770r. zwycięskiej bitwie pod Kościanem.
Podana data śmierci nie jest chyba ścisła, bowiem bitwa miała miejsce kilkanaście dni wcześniej.

*Piotr Iwański pochodził z okolic Trzcianki. Związał się węzłem małżeńskim z Eleonorą Olszowską (c. Marcina Olszowskiego) . Prawdopodobnie pewien czas zamieszkiwał w Kępnie a następnie (po ślubie córki Ludwiki z Jerzym Fundamentem-Karsznickim) w Domaninie.
Stolnik sieradzki, stolnik piotrkowski, podczaszy rzerzycki. W roku 1753 w kościele reformatów we Wieluniu pochowono jego żonę żonę (byli małżeństwem ponad 50 lat!). Piotr Iwański zmarł 29 IV 1762r. w wieku 90 lat. Pochowany został w klasztorze bernardynów w Ostrzeszowie.
Iwańscy zaliczani byli do zamożnej rodziny. Potomkowie Piotra Iwańskiego swoje losy związali z Konfederacją Barską.
Wspomniany syn Wojciech* zginął pod Kościanem.
Córka Joanna Iwańska w r. ok. 1740 wyszła za mąż za Aleksandra Konopnickiego.
Ich najstarszy syn Aleksander zginął w walkach przed rokiem1772. Młodszy Kazimierz ur. 4.III.1743 w Domaninie zginął lub zmarł na Syberii. Trzeci Maurycy, jeden z organizatorów konfederacji na ziemi krakowskiej, walczył do samego końca uczestnicząc w obronie twierdzy częstochowskiej. Dnia 6 marca 1772 dostał się do niewoli. Wywieziony na Syberię, powrócił do kraju w roku 1773. Z kolei córka Zofia wyszła za mąż za wielokrotnie już wspominanego Andrzeja Morzkowskiego, marszałka ziemi wieluńskiej. Uciekając z rodziną przed wojskami rosyjskimi schroniła się we Wrocławiu. W ustawicznej trosce o najbliższych , gorzko przeżywając ,,wygnanie z swej ojczyzny'' zmarła w czerwcu 1769r na wieść o śmierci męża na polu walki. Tragiczna informacja okazała się plotką. Sprostowanie wiadomości dotarło do niej już za późno.

*Wojciech Iwański, s. Piotra, ur. ok. roku 1720. W roku 1756 wymieniony w księgach parafii mikorzyńskiej jako świadek uroczystości religijnej z tytułem generała adiutanta królewskiego.
Od 1757 stolnik piotrkowski. W Konfederacji Barskiej podkomendny Ignacego Malczewskiego. Pełnił funkcję oboźnego wschowskiego. Później pod komendą Józefa Zaremby z funkcją oboźnego wojsk wielkopolskich.
Wg Kitowicza zginął 29 VIII 1770 w zwycięskiej potyczce pod Kościanem.
Kitowicz opisując przebieg bitwy, przybliżył nieco sylwetkę ,,naszego'' lokalnego konfederata, który okazuje się postacią malowniczą i żądną przygód.

,,Konfederatów w potyczce ręcznej zginęło sześciu, od kul pod wiatrakami padło pięciu, wszystkich jedenastu. Dwunasty Iwański, oboźny konfederacki, człowiek niegdyś majętny i szanowany, adiutantem pierwszym u Józefa Potockiego, hetmana wielkiego koronnego będący, za spódniczkę nowomodną hetmanowej, młodej i pięknej, podarowaną u męża starca w podejrzenie z tej myśli wpadłszy, dyzgracjowany i niegrzecznie oddalony; potem przez różne awantury do biednego stanu przyprowadzony. Na ostatku szukając szczęścia w rewoluicji krajowej, kulą karabinową, stojąc na skrzydle z nieprzyjaznego sobie świata zgładzony.''


Wątpliwe jednak aby polegli na początku września 1768r. w Remiszówce żołnierze należeli do oddziałów Józefa Zaremby. W tym czasie, późniejszy marszałek konfederacji sieradzkiej, ostrożnie i czujnie operował w okolicy swoich dóbr (w sąsiedztwie Piotrkowa), chroniąc je przed ewentualnym atakiem ze strony wojsk kozackich. Dzięki pamiętnikom sekretarza Zaremby Jędrzeja Kitowicza mamy do dyspozycji bogate źródło wiedzy na jego temat.

cdn.

Edytowane przez slawomir wieczorek dnia 10-08-2013 22:28
 
slawomir wieczorek
#30 Drukuj posta
Dodany dnia 10-08-2013 22:14
Postów: 166
Data rejestracji: 29.06.11

Tajemnica mogił w Remiszówce cz. II

Z kolei Antoni Morawski to postać niemal legendarna i warta przypomnienia współczesnym pokoleniom. Ten pochodzący z Gniezna mistrz rzeźnictwa, po dobraniu ,,kilku odważnych ludzi'' od lipca 1768 regularnie nękał mniejsze oddziały rosyjskie oraz pojedynczych Kozaków. Podchodząc nocami na pikiety rosyjskie ,,sprzątał wśród powstałego zamieszania i trwogi pojedynczych Kozaków''. Mimo braku szlacheckiego pochodzenia szybko zyskał uznanie. Sztukę wojowania opanował w trakcie przeprowadzanych akcji. Jego śladami poszło wielu mieszczan wstępując do lokalnych oddziałów konfederackich. Mieszczańskie pochodzenie nie przeszkodziło mu w zrobieniu wojskowej kariery i zyskaniu europejskiej sławy. W późniejszym okresie podlegali mu nawet szlachetnie urodzeni, co bywało źródłem ich niezadowolenia.
Jak na syna rzeźnika przystało (bez obrazy dla fachu rzeźnickiego) posiadał umiejętności nie tylko czysto zawodowe. Powszechnie było wiadomym, że ten dzielny wojak ,,nie wylewa za kołnierz''. Być może dodawał sobie tym sposobem odwagi. Żywot i tragiczny koniec tego barwnego konfederata stał się motywem kolejnej satyrycznej pieśni Jacka Kowalskiego.

http://kaleson987.wrzuta.pl/audio/025Z76YLt7E
Jacek Kowalski – ,,gawęda szlachecko-rzeźnicka o Morawskim''

Mało prawdopodobne jednak aby oddział Antoniego Morawskiego brał udział w walkach pod Remiszówką. W tym czasie przebywał bowiem na północy Wielkopolski lub w okolicach Koła gdzie grupowano i porządkowano oddziały Wielkopolan.

Informacje podane przez ks. Perlińskiego są zatem sprzeczne z dostępną wiedzą historyczną.
Być może stanowią zniekształcone echo pobytu wymienionych konfederatów w naszych okolicach ale w innym okresie? Podobnie jak w przypadku Zaremby nie można wykluczyć, że Antoni Morawski przebywał w okolicach Kępna, kiedy przemieszczał się ze swoimi podkomendnymi z Wielkopolski pod Częstochowę. Miało to jednak miejsce nieco później.
Pewne elementy przekazu ks. Perlińskiego mogą być zatem prawdziwe.
W oczach autora opracowania wymienienie nazwisk Zaremby i Morawskiego w kontekście Remiszówki z pewnością miało nobilitować odnotowane tutaj walki. Wymienienie zaś nazwiska Bierzyńskiego nie przydawałoby splendoru stoczonym walkom.

Można pokusić się o rekonstrukcję wydarzeń jakie mogły mieć wówczas miejsce.
Jak już wspomnieliśmy na początku września 1768r w Kole zgromadziła się szlachta deklarująca przystąpienie do walk. Odbyły się wybory do władz konfederackich.
Możliwe było zatem przybycie oddziału konfederackiego z Koła przez Kalisz do Ostrzeszowa (6 września) a następnie do Kępna (7 września). Może po informacjach jakie napłynęły do przywódców konfederacji wielkopolskiej o walkach jakie miały miejsce ok. 1 września w rejonie Remiszówki przysłano na rekonesans jakiś mniejszy oddział zwiadowczy a jego likwidacja przez Drewicza nastąpiła po wcześniejszym rozprawieniu się z powtórnie zorganizowanym wojskiem Bierzyńskiego?

Wątpliwości i znaków zapytania jest wiele. Jeden fakt jest jednak bezsporny.

Z pewnością doszło tutaj na początku września 1768r. do walk wojsk majora Drewicza z żołnierzami Bierzyńskiego.

Kim był Józef Bierzyński, o którym tak niepochlebnie wyrażał się w swojej korespondencji król Stanisław August Poniatowski?

Józef Bierzyński w historii Konfederacji Barskiej zapisał ciemną kartę. Kontrowersyjne wydarzenia związane z jego osobą miały jednak miejsce w ostatniej fazie walk. Wszystko wskazuje na to, że zawiedzione osobiste ambicje doprowadziły go do zdrady.
Sam Bierzyński zaprzeczał oskarżeniom i twierdził, że został wmanewrowany i niesłusznie oskarżony przez swoich politycznych wrogów. Zachowane dokumenty przeczą jednak tezom głoszonym przez Bierzyńskiego. Czyn, którego się dopuścił spowodował, że historycy krytycznie ocenili tę postać. Z tego względu pomijano i pomniejszano jego wcześniejsze dokonania. Eksponowano głównie to, co obciążało go jako żołnierza, dowódcę i polityka.
Do wydarzeń jakie miały miejsce pod koniec Konfederacji Barskiej jeszcze wrócimy. Temat jest tym bardziej ciekawy, że wiążę się z postacią Aleksandra Szembeka.

Większość opracowań historycznych odnotowuje, po rozbiciu wojsk w rejonie Częstochowy w lipcu 1768r. Józef Bierzyński schronił się na Śląsku Cieszyńskim nie angażując się przez dłuższy czas w prowadzone walki. Nie jest to jednak prawdą.
W roku 1971 historyk Marian Lech w wydawnictwie MON w serii BKD (Bitwy, Kampanie Dowódcy) opublikował niepozorną książeczkę pod tytułem ,,Generał Antoni Madaliński 1739-1805''. Autor książki docierając do materiałów o Madalińskim z okresu Konfederacji Barskiej odkrył, że szlak bojowy Madalińskiego pokrywa się ze szlakiem Bierzyńskiego.
Madalinski był bliskim współpracownikiem i zaufanym podkomendnym Bierzyńskiego.
Był pod silnym wpływem starszego i doświadczonego dowódcy. Bliskie relacje i zaufanie jakim obdarzył swojego dowódcę stały się wstydliwym epizodem ciążącym na karierze przyszłego bohatera Insurekcji Kościuszkowskiej.
Przedstawione fakty z życia Madalińskiego ostatecznie rozwiewają wątpliwości związanych z przynależnością wojskową poległych pod Remiszówką konfederatów:

,,Odtąd wystarczy prześledzić perypetie Bierzyńskiego – złego ducha Madalińskiego- i jego oddziału, by wiedzieć, gdzie bywał i co robił Madaliński. Zaliczał się przecież od początku do znaczniejszych i zaufanych oficerów Bierzyńskiego, wraz z nim był aż do niesławnego jego końca, a dopiero później musiał się rehabilitować za swoje grzechy.''

Wg Mariana Lecha po klęsce w sierpniu 1768r. Bierzyński faktycznie zaszył się na krótki czas w górach:

,,Konfederaccy politycy dobrze przyjęli rozbitków, klęski im nie wymawiali, szczycili się nimi jako tymi, którzy już proch wąchali. Podreperowano Bierzyńskiego ludźmi i pieniędzmi, aż animuszu nabrał i znów poszedł szukać szczęścia. Tym razem jednak nie dane mu było wrócić w rodzinne strony: Pod Remiszówką koło Kępna dopadł go znowu Drewicz i rozbił. Połowa oddziału, 80 ludzi, poległa, reszta została rozproszona, później przyłączyła się do różnych oddziałów.
Madaliński, który był w oddziale Bierzyńskiego od początku i wiernie się go trzymał(...) musiał brać udział w jego bojach, doświadczać wszystkich klęsk''.


Zaprezentowany przez Mariana Lecha życiorys późniejszego generała Antoniego Madalińskiego potwierdza zatem treść korespondencji majora Drewicza do generała Duntena, na którą powołuje się w swojej pracy prof. Konopczyński.
Z materiałów tych wynika, że około 1 września 1768r. w rejonie Remiszówki koło Kępna zginęło osiemdziesięciu (wg majora Drewicza osiemdziesięciu dwóch) konfederatów z powtórnie rozbitego oddziału Józefa Bierzyńskiego.

Sprawa wydaje się zatem przesądzona. Zastanawiające jednak, dlaczego lokalna pamięć nie potwierdza informacji wyłaniających się z archiwalnych dokumentów.
Przypomnijmy zapisy z ,,Kroniki Parafialnej Baranowskiej'' ks. Fabisza:

,,7 września 1768 w wigilję Marji Panny Siewnej w czasie konfliktu między Moskalami a wojskami Republiki polskiej na gruncie [b]Grębanina w okolicy Remiszówki, ośmiu konfederatów albo żołnierzy republiki zostało zamordowanych przez Moskali, następnie zostali wspólnie wrzuceni do grobu i w jednym grobie jest ich 6-ciu nieznanych z imienia i przydomka a szczątki ich wskazuje tam figura Pana naszego Jezusa Chrystusa. Dwóch zaś zostało zabitych na gruncie łękowieckim i w tem samem miejscu, w którem zostali zamordowani, wrzuceni do grobu”. [/b]

Zastanawia również rozbieżność dat i liczby poległych powstańców.
Gdzie pochowano pozostałych poległych?
W okresie międzywojennym w obszarze mogił oznaczonych krzyżami przeprowadzono badania archeologiczne . Wyniki badań były zaskakujące. Nie przyniosły bowiem żadnych rezultatów.
W odkrytych mogiłach nie znaleziono żadnych szczątków ludzkich!
Prawdopodobnie więc krzyże ustawione przy drodze na skraju lasu w bezpośrednim sąsiedztwie Remiszówki jedynie symbolicznie upamiętniają poległych w tej okolicy konfederatów.
Może walki rozegrały się w miejscu oddalonym od osady? Może krzyże zostały przeniesione?
A może ciała rozrzucone były na przestrzeni wielu kilometrów wyznaczając drogę ucieczki powstańców przed wojskami Drewicza? Przecież w lokalnej pamięci zachowała się wiedza, że część zabitych konfederatów została pochowania w Łęce Mroczeńskiej na skrzyżowaniu dróg gdzie postawiono kapliczkę z figurą Jezusa Chrystusa:

www.kepnosocjum.pl/forum/attachments/kapl_lek_mrocz.jpg
Kapliczka z figurą Jezusa Chrystusa upamiętniająca śmierć
konfederatów barskich 7 września 1768 r. w Łęce Mroczeńskiej

Fotografia – źródło: www.naszlaku.com/leka-mroczenska

Znając charakter partyzanckich walk można przypuszczać, że nie wszystkich poległych żołnierzy udało się miejscowej ludności odnaleźć i pochować. Zapuszczanie się w głąb lasów było zajęciem ryzykownym. Poszukując ciał poległych narażało się na spotkanie z krążącymi po okolicy oddziałami kozackimi. Czym groziło takie spotkanie przekonamy się niebawem.

Konfederacja Barska wykształciła nowy sposób wojowania. Wobec militarnej przewagi wroga po raz pierwszy na tak dużą skalę prowadzono wojnę partyzancką. Podzieleni na drobne oddziałki konfederaci szybko przenosili się z miejsca w miejsce i wszędzie było ich pełno.
Lasy na pograniczu ze Śląskiem stanowiły doskonały teren do prowadzenia tego typu działań. Obszar kępiński znajdujący się na styku konfederacji wieluńskiej i wielkopolskiej był szczególnie narażony na penetrację wrogich wojsk.

Dopiero w późniejszej fazie walk starano się zajmować strategiczne twierdze ułatwiające obronę. Unikano otwartych bitew w których przewaga Rosjan nie podlegała dyskusji. Nękano natomiast małe oddziały kozackie staczając z nimi dziesiątki potyczek w nieznanych dzisiaj miejscach i czasie. Powodowało to wiele sprzecznych informacji o miejscach bitew, dowódcach i poniesionych stratach, czego dowodem są materiały źródłowe dotyczące Remiszówki.

Czy w naszych okolicach miała miejsce tylko jedna potyczka z wojskami moskiewskimi?
Z pewnością nie. W księgach parafialnych odnajdujemy np. informację, że pod Kępnem 14 lutego 1771r. ,,w bitwie z Moskwą'' poległ konfederat Franciszek Lubieniecki.
W literaturze dotyczącej przebiegu Konfederacji próżno szukać śladów tego epizodu.

Mnogość nazwisk pojawiających się w różnych źródłach każe przypuszczać, że mogło tu dojść do kilku potyczek. W lokalnej tradycji zachowały się jedynie nazwiska najważniejszych dowódców z okresu czteroletnich walk. Przekazywana z pokolenia na pokolenie wiedza uległa z czasem zatarciu. Tragiczne epizody w lokalnej świadomości zespoliły się w jedno wydarzenie, którego ślady oglądamy dzisiaj w Remiszówce.

www.kepnosocjum.pl/forum/attachments/krzyz_remiszowka.jpg
Krzyż pod Remiszówką
Fotografia – źródło – Socjum Kępno

Pomimo braku szczątków poległych konfederatów w oznaczonych krzyżami mogiłach miejsce to naznaczone jest kaźnią prawdopodobnie ok. osiemdziesięciu konfederatów.

Korespondencję (raport) majora Drewicza do gen. Duntena do której przed kilkudziesięcioma laty dotarł prof. Konopczyński, uznać należy za najwiarygodniejsze źródło wiedzy, potwierdzonej w opracowaniu historyka Mariana Lecha.

W ostatecznym rozwianiu wątpliwości pomocne byłoby przeprowadzenie ponownej kwerendy w moskiewskim archiwum oraz dotarcie do materiałów z których korzystał autor książki o generale Antonim Madalińskim.

YouTube Video

Jacek Kaczmarski - ,,Rozbite Oddziały''

cdn.

Edytowane przez Mustava dnia 11-08-2013 23:47
 
panrysio
#31 Drukuj posta
Dodany dnia 15-08-2013 02:53
Awatar

Postów: 64
Data rejestracji: 08.09.10

Sławomir, choć może nie zawsze się z Tobą zgadzam, to i tak jesteś "debeściak".
 
panrysio@wp.pl
slawomir wieczorek
#32 Drukuj posta
Dodany dnia 25-08-2013 00:36
Postów: 166
Data rejestracji: 29.06.11

Major Drewicz po rozprawieniu się z konfederatami pod Remiszówką ruszył na północ w kierunku wojsk Ulejskiego i Kiedrzyńskiego.
Już 9 września pojawił się pod Ślesinem, gdzie zadał oddziałom rotmistrza Kiedrzyńskiego* dotkliwe straty a następnie rozpoczął tropienie innych oddziałów.
Data starcia Drewicza i Kiedrzyńskiego pod Ślesinem każe krytycznie podchodzić do podanej w Kronice Parafialnej Baranowskiej daty walk w rejonie Remiszówki (7 września). Przemieszczenie kilkusetosobowego oddziału na odcinku ok. 140 km musiało zająć co najmniej kilka dni.
Walki w rejonie Remiszówki musiały mieć miejsce ok. 1 września.

Kiedrzyński* szybko otrząsnął się po doznanych stratach i po uzupełnieniu stanu osobowego skierował się na południe Wielkopolski. Dnia 15 października dotarł do Kępna gdzie wg oświadczenia starszych synagogi kępińskiej I. Aronowicza i W. Jakubowicza wybrał 879 zł pogłównego (potwierdza to pokwitowanie Kiedrzyńskiego zachowane w AGAD) a 18 października ściągał podatki z podwieluńskich wsi Mokrsko, Słupia i Wola.
Wszędzie przeprowadzał intensywną agitację i rekrutację.
Dnia 26 października przebywając w Sieradzu ogłosił uniwersał, w którym wytykał rodakom oziębłość i zagrzewał do walki.
Następnie pozorując powrót do Wielkopolski przybył do Wieruszowa i Bolesławca skąd 28 października ruszył nagle do Piotrkowa. Informacje o ruchach Kiedrzyńskiego dotarły do Drewicza, który zmusił rotmistrza do zmiany planów i powrotu w rejon Wieruszowa. Dopędzony pod Grabowem został rozbity a następnie pognany w kierunku Krzepic.

,,Szybki wróg trzema kolumnami tępi jego oddziałki na różnych drogach, zmusza rozbitków do odwrotu w Wieluńskie i pod Krzepicami (5 listopada) kładzie trupem Kiedrzyńskiego z dwudziestoma towarzyszami''.

www.kepnosocjum.pl/forum/attachments/konf_bar_potyczka.jpg
Wacław Pawliszczak - ,,konfederaci barscy, potyczka w drodze.''

Los pozostałych żołnierzy rotmistrza Kiedrzyńskiego był jeszcze tragiczniejszy.
W pamiętnikach Kitowicza czytamy:

,,Drewicz(...) poszedłszy za wspomnianym Kiedrzyńskim w pogoń w 400 koni kozaków, doszedł go w Strojcach w ziemi wieluńskiej, popasającego z swoją komendą między stodołami. Otoczył go dokoła i obietnicą pardonu bez najmniejszej krzywdy nakłonił do poddania się. Skoro się poddali, kazawszy ich do naga poodzierać, rozmaitą śmiercią wszystkich zamordował, jednym we łby strzelając, drugim na pieńku lub na jakiem drewnie głowy ucinając, innych na spisy wziętych i do góry podniesionych aż do zamęczenia trzymając. Kilku jednak tak męczonych i za umarłych zostawionych przyszło do siebie i wygoili się i znowu w konfederacji służyli. Z między tych był jeden nazwiskiem Stanisławski który spisami skłóty, tak aż mu flaki z brzucha wyszły, porzucony na progu kościelnym za zmarłego, przyszedł do siebie; wziąwszy w garść flaki wiszące z brzucha, przyszedł do chałupy do baby; ta mu flaki w brzuch wepchnęła, nicią dziury w brzuchu zaszyła, i wygoił się. Od niego mam o tem morderstwie relacyą i widziałem jego blizny.''

*Wojciech z Kiedrzyna Kiedrzyński – pochodzący z ziemi sieradzkiej obrońca Krakowa, gdzie uzyskał stopień rotmistrza z prawem werbunku i wybierania podatków. Po przybyciu do Wielkopolski dał się poznać jako dzielny i przedsiębiorczy partyzant. Walczył pod Ślesinem,
w Wieleniu, Sierakowie, pod Lwówkiem i w wielu innych mniejszych potyczkach.
Groził karami grasantom ,,ekstorsje i uciski czyniącym''. Dowodzone przez niego oddziały charakteryzowały się dużą dyscypliną i wzorowym umundurowaniem. Postawa rotmistrza mogła stanowić wzór do naśladowania dla innych dowódców konfederackich.


Przyjrzyjmy się teraz przywoływanej już kilka razy postaci majora Jana Drewicza.
Ten pruski żołdak w moskiewskim mundurze wpisał się do rejestru najciemniejszych łotrów działających na Ziemiach Polskich. Przez Kępno przechodził co najmniej kilka razy. Mieszkańcy okolic Kępna mają szczególne powody do zapamiętania tego łotra. Z pewnością możemy umieścić go w galerii najciemniejszych kreatur jakie kiedykolwiek zawitały do naszego miasta. Tymczasem w Kępnie postać niemal nieznana (podobnie jak w Rosji i Niemczech).
Spróbujemy to zmienić.

Major Drewicz ze swoim oddziałem Kozaków tropił zawzięcie konfederatów po całej Wielkopolsce i Małopolsce. W sztuce wojennej był niezwykle skuteczny. Przy tym nieludzko brutalny. Zyskał opinię rzeźnika. Inni rosyjscy dowódcy bywali zniesmaczeni jego wyczynami. Niektórzy nie utrzymywali z nim towarzyskich kontaktów uważając go za prymitywa.
Jego brutalność i bezwzględność obrosły w legendy. Nie mogąc go pokonać w bitwie, konfederaci zaczęli o nim śpiewać prześmiewcze pieśni, starając się tym sposobem oswoić swoje lęki. Drewicz nie widział w konfederatach realnej siły wojskowej. Za jedynych godnych siebie przeciwników uważał Kazimierza Pułaskiego i Józefa Zarembę, którzy kilka razy dali mu się we znaki. O Józefie Zarembie już wspominaliśmy. Kazimierz Pułaski zyskał ogromny rozgłos w całej Rzeczpospolitej szczególnie w okresie obrony twierdzy częstochowskiej. Rajdy jego kawalerii wypuszczające się z twierdzy na pozycje rosyjskie obrosły w legendy. Te drobne sukcesy lotem błyskawicy rozchodziły się po całym kraju wlewając otuchę i nadzieję w serca konfederatów.

www.kepnosocjum.pl/forum/attachments/chelmonski_pulaski.jpg
Józef Chełmoński - ,,Pułaski''

Nie mogąc sobie poradzić z Drewiczem na polu bitwy postanowiono, przynajmniej w krwawej balladzie, wsadzić go w dyby, aby przestał gonić za konfederatami. W rzeczywistości, wbrew słowom ballady, nigdy nie dostał się w ręce konfederatów a za swoje sukcesy został awansowany na stopień generała. W dowód uznania car nadał mu duże połacie ziemi na Ukrainie.

http://w342.wrzuta.pl/audio/6PAhKJ4WDb7
Jacek Kowalski - ,,Jedzie Drewicz''
-autentyczna pieśń z okresu obrony przez Kazimierza Pułaskiego twierdzy częstochowskiej.

*Iwan/Jan/Johann Drewitz lub Drewicz(wł. Иван Григорьевич Древиц) ur. w Dreźnie w roku 1739 (wg źródeł rosyjskich 1733). W czasie wojny siedmioletniej jako kapitan piechoty walczył po stronie pruskiej, skąd zdezerterował w szeregi Rosjan, gdzie został majorem.
W lutym 1768 dowodził pułkiem wojsk rosyjskich w korpusie interwencyjnym generała Piotra Kreczetnikowa, który wkroczył w granice Rzeczypospolitej w celu stłumienia konfederacji barskiej. Zadaniem jego oddziału była również ochrona posła (ambasadora) Nikołaja Repnina.

Prof. Konopczyński pisał o nim:

,,(...) przyszła nowa Moskwa pod komendą oficera, którego nazwisko strasznej wnet nabierze sławy. Był to Jan Drewitz, major huzarów węgierskich”.

W 1768r. walczył z konfederatami barskimi pod Krotoszynem, Zdunami i Remiszówką.
Dnia 19 marca 1769r. stoczył bitwę z oddziałami dowodzonymi przez Ignacego Malczewskiego, które weszły do Pakości koło Inowrocławia. Kozacy wpadli wówczas do miasta i zaatakowali zaskoczonych konfederatów w kościele w trakcie odprawiania mszy. W bezładnej ucieczce poległo 200 Polaków, a 100 dostało się do niewoli. Kozacy zakłuli lub utopili w wezbranej Noteci 97 konfederatów. Pozostałych przy życiu jeńców z rozkazu Drewitza także wymordowano.
Zwłoki zostały pochowane w pobliskiej wiosce o nazwie Rybitwy.

,,Dziewięćdziesięciu siedmiu konfederatów w Pakości'' Pieśń Jacka Kowalskiego
http://kaleson987.wrzuta.pl/audio/241JkMmMY7k/jacek_kowalski_-_dziewiecdziesieciu_siedmiu_konfederatow_w_pakosci._piesn_dziadowska_oraz_bagienny_taniec_tychze.

W roku 1769 oddziały Kozaków pod dowództwem Drewitza raz jeszcze wdarły się do Krotoszyna, Zdun i Kobylina w poszukiwaniu partyzantów. Dnia 25 maja 1769 r. w Brzeżanach spacyfikował 300 osób. Za swoje zasługi w tępieniu oddziałów konfederackich został awansowany do stopnia pułkownika a 14 lutego 1770r. odznaczony orderem św. Jerzego III klasy.
Oficjalną przyczyną nadania odznaczenia było rozbicie „wroga przez pułkownika w Polsce. Duża liczba nieprzyjaciół odparta 15-stoma działami”.

W styczniu 1771r. ścigał Kazimierza Puławskiego. Próbował także oblegać Jasną Górę, lecz bezskutecznie. Ścigając konfederatów zajął i spalił miasto Stęszew.
W 1772r. dowodził oblężeniem klasztoru Bosych w Zagórzu. Było to ostatnie starcie konfederacji.
Naczelny dowódca rosyjski, feldmarszałek Suworow określił jego okrucieństwa w Polsce jako варварские времена (epokę barbarzyństwa), a jego żołnierzy jako: трусливой сволочью, czyli tchórzliwe szumowiny.
Jan Drewitz występuje także we wspomnieniach marszałka Prozorowskiego:
„(…)майор Древиц, который, как знающий штаб-офицер, от посла и князя Репнина употреблен был очистить разныя места от возмутителей и разбил часть оных в Серадском воеводстве(…)”
,,(…)major Drewicz, posiadający wiedzę oficera sztabowego, użyty przez posła księcia Repnina, oczyścił różne miasta z rebeliantów i rozbił część z nich w województwie Sieradzkim(…).''


Po licznych grabieżach i mordach został awansowany w 1774r. na brygadiera i udał się na Ukrainę. Tam awansował do stopnia generała-majora. Od cara otrzymał szereg majątków po konfederatach barskich. Zmarł w roku 1800 (rosyjskie źródła podają jako datę jego śmierci 1783 r.)


Cały listopad 1768r. major Drewicz uganiał się za wielkopolskimi konfederatami.
Śmierć Wojciecha Kiedrzyńskiego nie zniechęciła Wielkopolan. Masowo powstawały kolejne oddziały. Wielkopolska stanęła w ogniu.

cdn.

Edytowane przez Mustava dnia 25-08-2013 13:07
 
slawomir wieczorek
#33 Drukuj posta
Dodany dnia 16-03-2014 13:11
Postów: 166
Data rejestracji: 29.06.11

Tymczasem powrócił z Paryża biskup Krasiński, który szukał dla konfederacji wsparcia na dworze francuskim. Dnia 10 listopada 1768r. dotarł do Cieszyna, a następnie udał się do Byczyny, gdzie korzystając z gościnności Genowefy Brzostowskiej założył stałą kwaterę. Przyjmował tutaj wszystkich znaczniejszych przedstawicieli konfederacji wielkopolskiej, wieluńskiej i sieradzkiej.
Genowefa Brzostowska donosiła biskupowi o przygotowaniach czynionych przez jej brata Michała Kazimierza Ogińskiego do podniesienia konfederacji na Litwie.
W Byczynie powstawały ambitne plany skonfederowania całej Rzeczpospolitej.
W zamysłach Krasińskiego, przywódcą konfederacji wielkopolskiej miał zostać książę Franciszek Sułkowski. W oczach biskupa dotychczasowy przywódca konfederacji wielkopolskiej Ignacy Malczewski nie posiadał odpowiednich kwalifikacji wojskowych, co było zresztą zgodne z prawdą. Faworyzowany Franciszek Sułkowski posiadał natomiast 17-letnie doświadczenie zdobyte na służbie w cesarskim i carskim wojsku.

Dodatkową motywacją do podjęcia energiczniejszych działań było wypowiedzenie Rosji wojny przez Turcję (25 września 1768r.). Nadzieja i nowy duch wstąpił w konfederatów.

Ambitny Franciszek Sułkowski z wielkim zapałem przystąpił do organizowania oddziałów wojskowych. Na początku grudnia zagarnął swoim braciom w Rydzynie, Lesznie, Kościanie i Zdunach 6 armat oraz 240 wyszkolonych i umundurowanych żołnierzy prywatnych książęcych chorągwi. Ściągając po drodze kontrybucje ruszył ze Zdun przez Ostrzeszów, Kępno, Sokolniki (starostwo sokolnickie należało w tym czasie do jego brata Antoniego Sułkowskiego) do Wielunia powiększając po drodze oddział do 600 osób.
Zirytowało to braci Franciszka Sułkowskiego, którzy zwrócili się do rosyjskiego ambasadora o pomoc rosyjskich oddziałów celem okiełznania ,,postrzelonego brata'' prosząc jednocześnie o wyrozumiałość. Obawiając się utraty łask carycy słali Sułkowscy wiernopoddańcze listy z propozycjami rozwiązania kłopotliwej sytuacji.
Na przekór braciom Franciszek Sułkowski głosił we Wieluniu płomienne manifesty oraz wystosował do Repnina wielce patriotyczny list, którego fragmenty zacytowano we wstępie opracowania.

Z Wielunia udał się książę w kierunku Piotrkowa. Po drodze dołączył do niego Konstanty Janikowski ze swoim 100-osobowym oddziałem. Prawdopodobnie to ten sam Janikowski, który pobierał w Kępnie kontrybucje. Od dłuższego czasu uwijał się bowiem aktywnie ze swoim oddziałem po całej ziemi wieluńskiej.

Przeciwko Franciszkowi Sułkowskiemu wysłano z Warszawy 400-osobowy oddział płk. Suchotina. Książę zmienił więc plany i zawrócił w kierunku Częstochowy planując opanować fortecę i oczekiwać w niej wrogich wojsk. Plany nie powiodły się. Spychany przez wojska rosyjskie, niszcząc za sobą przeprawy i mosty dotarł do Krzepic, a następnie ruszył wzdłuż Prosny w kierunku północnym. W Praszce dotarła do niego informacja, że od strony Kępna i Bolesławca zachodzi mu drogę sam Drewicz. Sytuacja stała się krytyczna tym bardziej, że posłuszeństwa odmówiły zagarnięte regimenty braci, złożone głównie z nie-katolików.
Wzięty w kleszcze i opuszczony przez większą część żołnierzy, wobec grożącej klęski, skorzystał z możliwości przekroczenia granicy w rejonie Praszki.
Otrzymana od przygranicznego komendanta pruskiego propozycja azylu wydawała się wybawieniem z trudnego położenia. Tymczasem po przekroczeniu granicy (15 grudnia) ze zdziwieniem dowiedział się od pruskiego komendanta, że nie może dalej kontynuować marszu i zostanie rozbrojony. Sześćset osób zmuszonych zostało do złożenia broni, straciło armaty, bagaże a ponad połowa oddziału została wcielona do wojska pruskiego.
Uratował się jedynie zaprawiony w bojach oddział Janikowskiego, który przeniósł się w sieradzkie, łęczyckie i na Kujawy.

Wg niektórych źródeł wyparcie Franciszka Sułkowskiego na Śląsk było skutkiem podjęcia walk w rejonie Bolesławca. Wszystko jednak wskazuje na to, że do żadnego starcia z wojskami rosyjskimi nie doszło.

Podjęte działania zakończyły się pełną kompromitacją niedoszłego marszałka konfederacji wielkopolskiej. Misterne plany układane w Byczynie stały się nieaktualne.
Z pozostawionymi 200. konfederatami odartymi z broni i sprzętu udał się upokorzony książę do siedziby swojego brata Augusta do Bielska na Śląsku Cieszyńskim. Tułając się poza granicami starał się odzyskać autorytet i stanowisko regimentarza.
Kompromitacja Franciszka Sułkowskiego stała się pożywką dla szyderstw ze strony jego wrogów, powątpiewających w patriotyczny zapał księcia. Uważano, że motorem działań była przebywająca w Byczynie księżna Anna Radziwiłłówna, która zawróciła księciu w głowie i nakłoniła do przystąpienia do Konfederacji. Ile w tym jest prawdy, a ile tylko rozsiewanych przez jego wrogów plotek, trudno dziś rozstrzygnąć.

http://www.youtube.com/watch?v=95VEN2RRlyA
Jacek Kowalski - ,,Byczyńskie kwiaty od księcia Franciszka Sułkowskiego do księżnej Anny Radziwiłłowej''

Na osłabienie konfederacji wielkopolskiej miało wpływ jeszcze jedno bardzo przykre wydarzenie. Wskutek osobistych ambicji oraz wewnętrznych rozgrywek między dowódcami konfederacji na karę śmierci skazany został Józef Gogolewski. Przyczyną wydanego wyroku była wojskowa niesubordynacja będąca skutkiem konfliktu z Ignacym Malczewskim. To przykre wydarzenie osłabiło morale konfederatów oraz spowodowało ogólne przygnębienie. Część zniechęconej drobnej szlachty, popierającej zdolnego Gogolewskiego, wycofała się z walki.
Żaden z trzech regimentarzy tego partyzanckiego dowódcy nie stanął w jego obronie.
W milczeniu przyglądali się rozstrzelaniu własnego dowódcy. W ,,nagrodę'' za wykazaną bierność, awansowani zostali wkrótce przez Malczewskiego do stopnia pułkowników.
Jednym z nich był wspomniany wcześniej 24-letni Paweł Skórzewski*, którego kariera wojskowa u boku marszałka nabrała rozmachu. Szybko został dowódcą liczącego ponad tysiąc kawalerzystów oddziału i zaliczał się do ścisłego dowództwa konfederacji wielkopolskiej. Jego kariera stanowi doskonałe tło do zaprezentowania kolejnych wydarzeń związanych z konfederacją wielkopolską. Przyjrzymy się zatem nieco bliżej poczynaniom Pawła Skórzewskiego, który w przyszłości zostanie mężem Konstancji Wężykówny, c. Józefa Wężyka, właściciela Opatowa k/Kępna.

Dwaj najważniejsi dowódcy wielkopolscy – Jakub Ulejski i Ignacy Malczewski zimę 1768/1769 wykorzystali głównie na działania organizacyjne. Przy współudziale szlachty ustalano wysokość podatków oraz obciążeń nakładanych na wsie, miasta, duchowieństwo, Żydów, szlachtę, mieszczan i chłopów. Odbierano przysięgi wierności od miast i synagog. Intensywnie zwalczano grasujące ,,swawolne grupki'' dające się we znaki miejscowej ludności:
,,pod płaszczykiem i imieniem konfederatów wiele się znajduje grasujących hultajów, którzy wsie rabują, podróżnych obdzierają, towary gwałtownie zabierają i prawie z sukien zwłóczą''.

Jak donosili pewni kupcy, podjazdy konfederackie ,,takich hultajów łapają i niedawno siedmiu schwytawszy, obwiesić nieodwłocznie kazano''. Band rabunkowych grasowało jednak wiele i walka z nimi była niezmiernie trudna.

W województwach sieradzkim, łęczyckim oraz w ziemi wieluńskiej prowadzono intensywną agitację nakłaniając obywateli do wstępowania w konfederackie szeregi:

,,Bierzcie się do oręża, woła na was wiara i wolność, wychodźcie z domów waszych, albowiem i tam odjęte wszystkim bezpieczeństwo. Bierzcie miarę z tylu w domach zabranych braci waszych, widzicie kościoły zgwałcone, widzicie krwią niewinnych zbroczone ołtarze, czy, przebóg, to was nie wzruszy? Idźcie na pociski nieprzyjacielskie, o Boski idzie honor'' zwracał się Malczewski do mieszkańców województwa sieradzkiego i ziemi wieluńskiej, chcąc na nowo ożywić ten region.

Najpoważniejszym dowódcą konfederackim we Wielkopolsce stał się niedoceniany dotąd Ignacy Malczewski, który skupił wokół siebie największą liczbę konfederatów. Był doskonałym organizatorem ale niestety fatalnym dowódcą.
W kolejnych potyczkach i bitwach nie potrafił wykorzystać liczebnej przewagi swoich wojsk. Widząc niezdarność swojego dowódcy, wielu konfederatów zniechęcało się i rezygnowało z dalszej walki lub uciekało pod skrzydła innych dowódców. Malczewski nie wykorzystywał okazji na rozbicie oddzialów rosyjskich. Na przykład pod Częstochową w dniu 11 lutego 1769r. mimo wcześniejszego zajęcia twierdzy jasnogórskiej oraz ogromnej liczebnej i strategicznej przewagi, na wieść o planowanej przez Rosjan odsieczy, którą miał poprowadzić sam Drewicz, podzielił swoje wojsko na mniejsze oddziały i w popłochu ruszył ,,różnymi traktami'' do Kępna, a następnie do Zdun, by w okolicach Koźmina zarządzić ponowną koncentrację. W połowie lutego 1769r. miasto nasze było więc świadkiem kolejnego przemarszu dużych oddziałów powstańczych. Wkrótce pojawił się major Drewicz. Uganiając się za konfederatami dopuszczał się licznych morderstw oraz bezczeszczenia kościołów. Wziętych do niewoli z okrucieństwem mordował, aby nie obciążać swego oddziału zbędnym i kłopotliwym balastem.

Wobec wzmożonych działań wojskowych gen. Apraksina, Malczewski zdecydował się zastosować wypróbowany wcześniej manewr taktyczny. Dnia 22 marca rozpuścił wszystkich konfederatów do własnych domów. Po wcześniejszym uzgodnieniu miejsca i terminu ponownej zbiórki, armia konfederacka nagle rozpłynęła się. Taka taktyka wybijała z uderzenia rosyjskie wojska, którym wróg znikał nagle z pola widzenia. W ręce Rosjan wpadały tylko pojedyncze osoby lub małe kilkuosobowe grupki. W tej sytuacji gen. Apraksin z Kalisza wyruszył w kierunku Poznania, a major Drewicz zawrócił i udał się przez Ostrzeszów, Kępno, Wieruszów i Wieluń do Piotrkowa tropiąc po drodze konfederatów. W Kępnie wojsko Drewicza pojawiło się na przełomie marca i kwietnia 1769r. wzbudzając kolejny raz lęk mieszkańców miasta.
Jak pisze Kitowicz:

,,Nieszczęśliwymi byli od Rosjan, a najbardziej od Drewicza(...) panowie, szlachta i księża u których albo konfederata jakiego zastali albo broń, konia lub inny jaki sprzęt konfederacki znaleźli; rabowali takich, batożkowali, do harmat przykowywali i z sobą prowadzili a wielu i pozabijali. Toż samo czynili z tymi, u których bawiła się konfederacka dywizja dzień albo dwa, a nie dali znać do Rosjan''.

Znęcanie się nad ludźmi związane zawsze było z grabieżą. Jak zauważał w swojej korespondencji Stanisław August Poniatowski

,,Polak Polakowi wydziera, a Moskal z obydwu zdejmuje – niezmiernie się bogacą Moskale''.

Wkrótce Drewicz dotarł na Mazowsze, gdzie 9 kwietnia pod Skrzynnem odniósł znaczące zwycięstwo nad konfederatami łęczyckimi. Była to ostatnia poważniejsza bitwa w tym okresie.
W kolejnych miesiącach aktywność wojsk rosyjskich uległa zdecydowanemu osłabieniu.
Wojna z Turcją nie pozwalała utrzymywać w Rzeczpospolitej licznego wojska, którego część przerzucono na front turecki. Był to idealny moment do rozprawienia się z Rosjanami. Ubezwłasnowolniony i sparaliżowany strachem król nie poderwał jednak rodaków do przepędzenia z kraju Moskali. Konfederaci z kolei nie wykorzystali dogodnej sytuacji do rozprawienia się z osłabionym przeciwnikiem. Tak sprzyjających okoliczności nie było już nigdy w trakcie prowadzonych walk.

cdn.

(korekta tekstu - amalina)
 
dxdan
#34 Drukuj posta
Dodany dnia 14-04-2014 22:15
Postów: 5
Data rejestracji: 05.09.10

http://historia.wp.pl/title,Jacek-Rozanski-kat-rotmistrza-Witolda-Pileckiego-i-generala-Augusta-Emila-Fieldorfa-Nila,wid,16523710,wiadomosc.html?ticaid=1128ce

...
 
Przejdź do forum:
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło
Monografia Kępna z 1815

Czytaj publikację


bądź pobierz książkę
(ok. 35MB)
Do zobaczenia Efka![0]
Kalendarz

Brak wydarzeń.

Złap nas w sieci NK  FB  BL  TVN24
Ostatnio na forum
Najnowsze tematy
· Leczenie AMD
· Magnesy stolarskie?
· Części samochodowe?
· prezent dla mamy
· Czy miał ktoś proble...
· Prezent dla taty
· Kępno.Węzeł kolejowy.
· Friederike Kempner -...

Losowe tematy
· Historia Miechowa.
· Biskupica - Zabaryczne
· Kronika szkoły w No...
· Wrzesień 1939 we ws...
· Akcje a ogniska
Najwyżej oceniane zdjęcie
Zdjęcie miesiąca Kwiecień
Józef Gomoliński z Kozy Wielkiej, powstaniec wielkopolski z żoną Marianną
Liczba ocen: 1
Punktów: 5
Archiwum
44,388,002 unikalne wizyty