Zobacz temat
 Drukuj temat
Wojna po wojnie
efkama
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 11:36
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

W 2006 roku w gazecie "Słowo Polskie-Gazeta Wrocławska" w dodatku "Gazeta Sycowska" ukazał się cykl artykułów pt "Wojna po wojnie" na podstawie wspomnień wielu osób z naszego regionu spisanych przez Aleksandrę
Hołubecką - Zielnicę. Poniżej wybrane fragmenty w/w cyklu ...

Edytowano 4razy, ostatnia edycja 2009-07-26 18:52:18


 
efkama
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 11:42
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

Gazeta Sycowska 13.12.2006 r.

...Dożynkowa zabawa (1945) odbyła się także
w Nowej Wsi Książęcej, na której była pani Albina
Poślod
z Goli i tak ją zapamiętała: - Po wojnie
osiedliliśmy się w Nowej Wsi Książęcej. Na szczę-
ście Rosjanie nie spalili tamtejszej starej karczmy,
w której nadal po wojnie odbywały się wiejskie
zabawy. Pierwszy raz na zabawę poszłam z kole-
żankami. Nagle, pod wieczór, do karczmy wszedł
mężczyzna w wojskowym mundurze, a za nim
pulchna blondynka. Na ich widok orkiestra przesta
ła grać i nastała jakaś dziwna cisza. Wojskowy
przedstawił się jako "Otto" i zaraz dodał, aby nikt
nie ważył się uciekać przez okna. Ci, co go nie
znali, byli wystraszeni, ale jego znajomi witali go
radośnie. "Otto" podszedł do swoich żołnierzy i
chwilę z nimi rozmawiał. Postawił im wódkę i orkiestra
zagrała jakąś melodię dla honorowego
gościa. On zatańczył z kilkoma dziewczynami, a
w tym czasie jego blondyna stała przy bufecie i
bacznie obserwowała salę. Gdy orkiestra przestała grać, Otto pożegnał wszystkich głośnym
okrzykiem "cześć", a jego ludzie odpowiedzieli
mu chóralnie. Para zagadkowych gości opuściła
karczmę i zabawa trwała dalej.....

Edytowano 2razy, ostatnia edycja 2009-07-25 16:25:30


 
efkama
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 12:00
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

Otto zyskuje
zwolenników

Latem 1945 Franciszek Olszówka - pseudonim
"Otto" - zgromadził w swoich szeregach oko-
ło 70 żołnierzy, a w szczytowym okresie jesienno-
-zimowym oddział jego liczył już ponad 150 oddanych
mu ludzi. Bazę ochotników stanowili
głównie rolnicy z Kępińskiego i robotnicy leśni.
Współpracował z nimi także pewien ksiądz, któ-
ry miał pseudonim "Kapliczka", a także lekarz,
piekarz i rzeźnik. Trudno dziś ustalić, czy chodzi
tu o określenie zawodów tych ludzi, czy o ich
pseudonimy. Do "Otta" przyłączyła się także młodzież, głównie w wieku poborowym, dezerterzy
WP i MO oraz byli członkowie organizacji konspiracyjnych,napływający tu ze wschodnich teren
ów. Zdyscyplinowani członkowie oddziału
Otta posługiwali się pseudonimami (np. "Grom",
"Kokot", "Wasyl", "Wicher", "Lis"Wink, a zalesiony dobrze
teren był doskonałym miejscem ich baz i
kryjówek. Zanim grupa "Otta" dokona ataku na
siedzibę PUBP w Kępnie 22/23 listopada, miała
już za sobą liczne akcje zbrojne, zakończone sukcesem.
Oto niektóre z nich przeprowadzone tylko
w październiku (1945): 19 października w kę-
pińskiej restauracji "Pod Łabędziem" zostaje zastrzelony szef UB - K. Hetman i sierżant M. Tarka,
tydzień później w Rychtalu ginie od kuli referent
UB … S. Jerzyk, a w nocy następnego dnia zabito
w Laskach funkcjonariusza UB … F. Zawadę, 30
października z posterunku MO w Laskach zarekwirowano
1300 sztuk amunicji. 22 listopada w
czasie wieczornej eskapady z rąk Otta zginęło w
Turkowych trzech gospodarzy "peperowców". O
tym, jak odbyła się egzekucja na 47-letnim repatriancie
w tej wsi i jak przebiegało nawracanie
przez ludową władzę na polskość hardych mieszkańców Turkowych, mogliśmy się dowiedzieć z
artykułu "Boże Narodzenie 1945Ž (Gazeta Sycowska,
grudzień 2004). Dziś powrócimy do
wspomnień "braliniaka" … Józefa Urbańskiego
- który opowiedział nam o tym, co słyszał od rodzin
pracowników UB i co widział z okna krawieckiej
pracowni.

Wspomnienia krawca
Wojenne i powojenne perypetie pana Józefa
Urbańskiego poznaliśmy już wcześniej w cyklu
"Nim nastał koniec wojny" (Gazeta Sycowska,
maj i czerwiec 2005). Przypominamy, że nasz
bohater, po odbyciu kary więzienia w Poznaniu,
powrócił do Bralina. Gdy zgłosił się do tamtejszej
komendy MO, miejscowi milicjanci odwieźli go
do kępińskiego Urzędu Bezpieczeństwa, w któ-
rym zatrudniono go jako krawca. Pracownia krawiecka
mieściła się na piętrze sąsiedniego budynku,
w którym także stacjonowało kilku pracowników UB.
Pan Józef nadal szył mundury, lecz już nie dla
Rosjan, tak jak w Poznaniu, a dla funkcjonariuszy
UB i MO. Tak wspomina on ten okres przymusowej
pracy: - Tam nocowałem i pracowałem.
Co dnia szyłem mundury, a także odzież dla rodzin
funkcjonariuszy, którzy przynosili z miasta
różne nowinki. Nagle w październiku, jak grom
z jasnego nieba, dotarła do nas, krawców, wiadomość,
że zastrzelono szefa UB w Kępnie, porucznika
Hetmana i jego zastępcę sierżanta Tarkę.
Krewni ubeków mówili, że obaj przełożeni zostali
zastrzeleni przez kobietę z bandy Otta w kę-
pińskiej restauracji "Pod Łabędziem", blisko
dworca PKP.




Zwłoki K. Hetmana i M. Tarki w restauracji "Pod Łabędziem"

Edytowano 4razy, ostatnia edycja 2009-07-25 16:26:32


 
efkama
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 12:10
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

Gazeta Sycowska 20.12.2006

Mówili też, że z życiem uszedł tylko
niejaki Doktor - śledczy z Bralina.
Tych trzech funkcjonariuszy miało
tego dnia jechać pociągiem do Poznania,
ale zostali wprowadzeni w błąd, bo pociąg,
zgodnie z rozkładem jazdy, odjeżdżał godzinę później.
Postanowili więc wstąpić do pobliskiej restauracji.
Gdy śledczy (Doktor)poszedł do toalety, do knajpy
wtargnęli napastnicy.
Dziewczyna z grupy "Otta" strzeliła do Hetmana i Tarki, po czym wszyscy uciekli bryczką.

- Następnego dnia … wspomina pan Józef
Urbański - przyszła do mnie Miecia, narzeczona
Tarki, i poszedłem z nią do pomieszczenia, gdzie
leżeli zabici. Dziewczyna powiedziała: "Zmień
mu, panie Urbański, naszywki na mundurze, bo
on nie jest porucznikiem, tylko sierżantem".
Naszyłem, co kazali, i następnego dnia pochowali
ich na cmentarzu w Kępnie. Znałem ich wszystkich,
bo ich obszywałem. Hetman to był służbista,
a ten młodszy i niższy stopniem (Tarka) był
bardziej kontaktowy. Lubił nieraz ze mną pogadać,
ale zawsze byłem ostrożny w rozmowie,
gdyż nie ufałem im.
 
efkama
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 12:26
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

Gazeta Sycowska 20.12.2006

Napad na kępiński
Urząd Bezpieczeństwa


Oto jeszcze jedna, nieznana dotąd, wersja napadu
(23.11.1945) "ottowców" na kępiński PUBP
przy ulicy Kościuszki zapamiętana przez krawca
Józefa Urbańskiego. Dopiero po pół wieku milczenia
pan Józef zdecydował się o tym opowiedzieć:
- Zanim powiem, co widziałem tej nocy …
wspomina pan Józef - to warto wiedzieć, że kę-
piński UB tylko w połowie składał się z komunistów, drugą połowę stanowili ci inni nie-komuniści.
Po wojnie UB ulokowało się w dawnym pałacu starostwa. Mieszkał tam komendant Ładniak
(z żoną), jego zastępca Wesołowski (także z żoną
i dwójką dzieci) oraz jacyś Rosjanie i
czort wie, kto jeszcze. W pałacu tym gościli często sowieccy żołnierze i różni honorowi goście.
Zaś w budynku obok, gdzie była pracownia krawiecka,
to stacjonowała ta szara masa pracowników powiatowego urzędu UB.
Tego wieczora, gdy miano dokonać napadu,
zaprzyjaźniony z nami porucznik (Wieczorek),
zanim odszedł z dyżuru, ostrzegł nas (krawców),
że o północy będą tu "akowcy", ale my nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Nagle w środku nocy
zbudził mnie pierwszy wystrzał. Spojrzałem ukradkiem
do okna i zobaczyłem, jak pod ścianami pałacyku przemykali się jacyś ludzie. Nagle powietrzem
wstrząsnęły potężne wybuchy, jak przy
eksplozji granatów przeciwczołgowych. Napastnicy
strzelili na dach pałacu i zaatakowali główne
wejście. Gdy rozpoczęła się strzelanina, to ochrona
z naszego budynku wybiegła na pomoc. Porucznik
Sokołowski i jego bardzo mocno wystraszony
kolega wpadli do pracowni, w której
spałem. Byli zszokowani. Sokołowski miał przy
sobie broń, a ten drugi ze strachu zapomniał magazynku.
Porucznik nie wiedział, co robić. Mówił mu: "Siedź tu, a jak będę wchodził na górę,to się będziesz bronił,
a jak zejdziesz na dół, to jesteś zgubiony!".
I tak było. Ci inni, co w bieliźnie z bronią wyskoczyli na dwór, to rano widziałem ich, jak leżeli rzędem martwi.
Podobno komendanta Ładniaka tej nocy nie
było w domu, a jego żona, po pierwszym wystrzale,
zbiegła na dół, by zobaczyć, co się dzieje.
Widząc tak wielu uzbrojonych mężczyzn,
miała ponoć powiedzieć, że jest tu tylko służącą,
więc ją przepuścili. Napastnicy wtargnęli do
środka i wywiązała się tam zacięta walka, trwająca około pół godziny. W budynku zginęły tej
nocy 4 osoby (żona Wesołowskiego z dwójką
dzieci oraz jakiś Rosjanin) a na podwórku, jak
wspomniałem, poległo trzech ubeckich ochraniarzy.
Na drugi dzień rozpoznałem tego, co w
czasie wojny był parobkiem u Kozicy, a po wojnie
wstąpił do UB.
Godzi się nadmienić, że wg dokumentów źró-
dłowych zginęło w tej akcji nie trzech, a czterech
pracowników UB i sowiecki żołnierz z kę-
pińskiej Komendy Wojennej oraz Pelagia Wesołowska
i jej dwoje dzieci. Ponadto raniono
kierowcę i wartownika UB.

Edytowano 1raz, ostatnia edycja 2009-07-25 12:27:13


 
efkama
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 12:37
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

Gazeta Sycowska 20.12.2006

Śledztwo


- Na drugi dzień … opowiada dalej pan Józef -
my, krawcy, cały czas rozmawialiśmy o tym, co
się wydarzyło, ale ja słówka nie pisnąłem, że ten
porucznik z kolegą był u mnie i w ogóle, że cokolwiek
widziałem. Nazajutrz to wszystko posprzątali i do wieczora był spokój. Następnego dnia,pod wieczór, przyjechała jakaś specjalna ekipa z
Poznania. Weszli do naszego warsztatu, otworzyli
okna i zaczęli ustawiać karabiny maszynowe.
Nie mogłem powstrzymać się od uwag i powiedziałem
do młodego porucznika: "
Panowie, teraz na pewno tu nikt już nie przyjdzie.
Jeśli będą chcieli przeprowadzić następną akcję,
to na pewno pojawią się tu wcześniej jacyś ich ludzie
po cywilnemu i jak zobaczą te karabiny, to nie bę-
dą ryzykować". Wtedy ów porucznik spojrzał na
mnie i mówi: "A skąd pan to wie?", więc powiedziałem mu, że 4 lata byłem na wojnie, to pewne
doświadczenie mam. Nic na to nie powiedział,
lecz po chwili zadał mi pytanie: "A ci, co do pana
weszli tej nocy, to co za jedni byli?". Mówię, że
był porucznik Sokołowski i ten drugi, tak bardzo
wystraszony, że zsikał się na dywan. I tyle było
wszystkiego. Poznaniacy wymienili między sobą
spojrzenia i poszli. Następnego dnia dowiedzia-
łem się, że już nie jestem tu pracownikiem. Podobno
ci śledczy z Poznania, zwalniając mnie,
użyli argumentu, że byłem jeńcem u Rosjan. Mimo
nakazu zwolnienia, miejscowa bezpieka zatrzymała
mnie do końca roku, bo były duże zamówienia na mundury.

Po tygodniu od tego napadu, Urząd Bezpieczeństwa przeniósł się z pałacyku na rynek, ale
ich pracownia krawiecka pozostała tam, gdzie
była dotychczas. Po Nowym Roku krawiec Jarczak
nadal tam pracował, a ja szyłem już jako
prywatny rzemieślnik. Moi dawni ubeccy klienci
nadal do mnie przychodzili i nieraz opowiadali
o kolejnych zbrojnych akcjach w okolicy. Najwię-
cej mówiono o zlikwidowaniu Otta w pisarzowickim
kościele. Ci ludzie, co dużo wiedzieli na tan
temat, już pomarli, a nieliczni, żyjący jeszcze
świadkowie, boją się nawet dziś o tym mówić.
 
efkama
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 15:27
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

Gazeta Sycowska 20.12.2006

Przerażenie i strach


Następnego dnia, po owym krwawym ataku
na kępińskie UB, komendant Powiatowego MO
w Sycowie, Jan Nowicki, zarządził ostre pogotowie.
O godz. 22.00 przybyła do Sycowa Kompania
Operacyjna z Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) z Wrocławia.
Tymczasem tej nocy (23/24 listopada) Otto zaatakował posterunek MO nie w Sycowie, jak się spodziewano, a w Ostrzeszowie. Jednak silna obrona uniemożliwiła jego zdobycie.
Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego i Komitety Powiatowe
MO wzmacniały swoje szeregi, lecz akcje
zbrojne miała prowadzić już tylko Dolnośląska
Grupa Operacyjna z Wrocławia. 17 grudnia
(1945) takęe w Poznaniu powołany został Wojewódzki Wydział do Walki z Bandytyzmem.
 
efkama
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 15:59
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

Gazeta Sycowska 27.12.2006

W ostatnich miesiącach 1945 roku MO i UB
zwierało swoje szeregi i szkoliło nowych ludzi do
walki z tzw. bandą Otta, który operował w okolicy.
W ostatnich dniach 1945 roku "ottowcy" przeprowadzili
zbrojną akcję w Kobylej Górze, lecz nasi informatorzy do dziś nie są pewni, czy dokonali tego ludzie "Otta", czy jakieś ubeckie bojówki.
Zofia i Stanisław Ługowscy tak ową feralną noc zapamiętali:
- Między Bożym Narodzeniem (1945) a Nowym Rokiem (1946)
Urząd Gminy w Kobylej Górze zorganizował dla swoich pracowników zabawę (w restauracji Szpigla). Zaproszono też rodzinę komendanta MO, niejakiego Złocha. Na zabawę przyszła tylko jego żona z córkami, gdyż on postanowił pozostać w domu. Wszyscy ładnie
się bawili, lecz koleżanka córek komendanta nalegała, aby przyprowadziły ojca. Wszystkie trzy sprowadziły go wkrótce na salę. Komendant Złoch zajął miejsce przy stoliku dla honorowych gości. Gdy zabawa trwała w najlepszym, nagle w drzwiach pojawiło się 4 (lub
5) osobników. Na ich widok komendant przeskoczył trzy stopnie i rzucił się do drzwi szatni, ale te były zamknięte. Stojąc na schodach,obrócił się i wykonał ruch ręką, jakby chciał chwycić za broń, którą
miał w kaburze. Napastnik był jednak szybszy. Strzelił prosto w pierś komendanta i ten martwy osunął się ze schodów. To wszystko rozegrało się na naszych oczach w ciągu paru sekund. Żona komendanta dostała szoku, a córki zaczęły krzyczeć wniebogłosy: Co pan zrobił? Zabił nam pan tatusia! Zabójca wyjął garść miedziaków i rzucił na stół mówiąc: "Macie na wieniec!". A po chwili dodał: "A po co chwytał za broń?".W tym samym czasie ,opowiadają dalej państwo Ługowscy , inni napastnicy zaprowadzili burmistrza i rachmistrza
(księgowego) do gminy i kazali otworzyć kasę, z której zabrali pieniądze przeznaczone na wypłatę dla pracowników gminy. A trzecia grupa weszła podobno po drabinie na piętro posterunku MO. Najpierw
odcięli telefon, a następnie zrabowali broń z magazynu. Śpiący strażnik (milicjant) niczego nie zauważył. Po udanej akcji podpalili
w rynku słomę, którą dzień wcześniej tam podrzucili. Kobylogórzanie mówili potem, że uczynili to ludzie "Otta". Buchający słup ognia miał być rzekomo
przestrogą i informacją dla władzy ludowej,
że "akowcy z lasu" tu byli i nie zaniechali walki o wolną Polskę.

Edytowano 1raz, ostatnia edycja 2009-07-25 16:27:36


 
efkama
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 16:06
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

Gazeta Sycowska 27.12.2006

Sylwester 1945 roku

- Sylwestra 1945 roku "Otto" spędził ze swoimi ludźmi w Bolesławcu … mówi pan Stanisław Matynia. … Wiem to na pewno, bo
też na tym balu byłem ze swoją narzeczoną. Gdy wybierałem się
na zabawę, nie wiedziałem o tym, że będzie tam "Otto" ze swoją
grupą. Oni pojawili się krótko przed północą i dosiedli się do naszego
stołu. Dopiero potem dowiedziałem się, że zanim przyszli na
zabawę, to wcześniej rozbroili tamtejszy posterunek MO. "Otto" był
zapewne dlatego niespokojny i nerwowo się rozglądał. Chyba czuł,
że już niedługo pociągnie. Nic więc dziwnego, że o północy wzniósł
toast za swoich żołnierzy i wygłosił patriotyczną mowę, w której powiedział: "Bć może nas wkrótce nie będzie, ale mam nadzieję, że
zapamiętacie nas, iż byli tu tacy, którzy walczyli z komuną … tą czerwoną zarazą". Potem zaczął strzelać w sufit, jakby chciał po sobie
zostawić pamiątkę. I rzeczywiście, po 5 tygodniach od owego sylwestra
"Otto" został zlikwidowany w Pisarzowicach.

Edytowano 1raz, ostatnia edycja 2009-07-25 16:28:16


 
efkama
#10 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 16:20
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

Gazeta Sycowska 03.01.2007

Dopiero po latach … opowiada
dalej pan Matynia - mój kolega
Wierzchołek z Opatowa
przyznał mi się, że i on też
był żołnierzem Franciszka
Olszówki. Opowiedział mi przy tym
pewien fakt z życia swego dowódcy: -
"Otto" zaraz po wojnie, jako syn ziemianina,
przejął jakiś folwark koło
Krzyżownik (między Namysłowem a
Rychtalem) i zamierzał tam gospodarować.
Jednakże władze radzieckie
ulokowały w tym folwarku dwóch
swoich oficerów, którzy nie najlepiej
się sprawowali. Zorganizowali wnet
popijawę, a potem zaczęli gwałcić
sprowadzone tam siłą miejscowe
dziewczyny. Wtedy Franciszek Olszówka
zastrzelił owych gwałcicieli. Po
tym, co uczynił, nie miał już wyjścia i
uciekł w las. - Wierzchołek wspominając
swego dowódcę "Otta"… dodaje
pan Matynia - żałował go i choć był jego
żołnierzem, to jednak do końca nie
miał pewności czy ten nie szpiclował
dla Niemców.
 
efkama
#11 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 16:46
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

Gazeta Sycowska 03.01.2007

Przygoda w Mieleszynie


Aby lepiej zrozumieć przygodę pana
Matyni, która przytrafiła mu się w
Mieleszynie na przełomie stycznia i lutego
1946 roku, należy przypomnieć
o tym, że za wielomiesięczną służbę u
wojennego komendanta - Aleksieja
Akimowa w Sycowie, pan Stanisław
otrzymał zakład zegarmistrzowski w
poniemieckiej kamienicy i zaświadczenie
o odbytej służbie u Rosjan. Niestety,
starą kamienicę przy ulicy Mickiewicza
rozebrano kilkadziesiąt lat
temu, a dokument wystawiony przez
Akimowa capnęli mu "ottowcy" jeszcze
przed śmiercią ich dowódcy.

- A było tak … mówi pan Matynia: -
Wybrałem się ze swoją narzeczoną
Anią do sąsiedniej wsi … Mieleszyna -
do rodziców mego kolegi … Romana
Muszkata, aby pożyczyć maszynkę do
wyrobu kiełbasy na nasze wesele. Weszliśmy do domu,
a za nami wpakowała się grupa "ottowców".
Wśród nichrozpoznałem Przybyłka, którego zna-
łem jeszcze z czasu wojny, gdyż pracowaliśmy
po sąsiedzku u sycowskich Niemców.
Jeden z ludzi "Otta" zwrócił
się do mnie, mówiąc: "No, my tu na
ciebie od dawna czekamy". Wtedy w
mojej obronie stanął ojciec Romana i
mówi: "Ależ panowie, co wy od tego
chłopca chcecie, to porządny człowiek!"
Oni jednak wzięli mnie do sąsiada i przeprowadzili osobistą rewizję.
Przy tej okazji capnęli mi portfel i
wszystko z niego wybebeszyli na stół.
Zabrali mi wtedy 10 tysięcy złotych, co
uzbierałem sobie na wesele i ów dokument
od Akimowa. Na moje szczęście
w portfelu miałem też srebrny pier-
ścionek Stefana Wierzbińskiego, który
dał mi do naprawy. Wtedy jeszcze nie
wiedziałem, że "ottowcy" takim wła-
śnie pierścionkiem się legitymowali. W
oczku tego sygnetu był orzeł w koronie.
Zaczęli się dopytywać, skąd to
mam, więc powiedziałem, że od
Wierzbińskiego. Jeden z nich capnął
ten pierścień i pobiegł do "Otta". Po
chwili wrócił i powiedział: "Teraz cię
jeszcze puścimy, bo nam się przydasz,
a pierścień sami oddamy Stefanowi".
Puścili nas wolno, ale tę noc, dla bezpieczeństwa,
spędziłem już u narzeczonej(w Kamionce). Nie mogłem
usnąć, bo wciąż myślałem o jednym,
jak uprzedzić Stefana, by go nie zlikwidowali,
tak jak to zrobili z komendantami
MO w Kępnie i Kobylej Górze.
Gdy rano wstałem, mój teść powiadomił
mnie, że był tu przed chwilą śledczy
od grupy "Otta" i kazał nam obojgu
uciekać. Do dziś nie wiem, kto to
był. O Przybyłku wiedziałem tylko tyle,
że był w AK, i że w lipcu (1944) został
zaaresztowany, lecz uciekł niemieckiej
policji. Natomiast, nie wiedziałem, że on
po wojnie dołączył do grupy "Otta".
Zanim opuściłem Kamionkę, chcia-
łem zawiadomić, kogo trzeba, by tych
"ottowców" w Mieleszynie zlikwidowali,
ale moi teściowie zaczęli mnie
błagać, abym nic nie robił, bo ich tu
wszystkich wymordują. No więc uciekłem
z Anią do Skarżyska. Do domu
powróciliśmy dopiero wtedy, jak grupa
"Otta" była już zlikwidowana.
 
efkama
#12 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 16:55
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

Gazeta Sycowska 03.01.2007

Zbrodnia i kara

7 lutego 1946, czyli na dzień przed
śmiercią "Otta", od kul jego żołnierzy
zginęło w pisarzowickim lesie trzech
pracowników sycowskiej bezpieki.
Brak jest bliższych informacji o okoliczno-
ściach tej zbrojnej potyczki. Wiadomo
tylko, że schwytano łącznika
"Otta" ps. "Lis" i przymuszono go do
zdrady swego dowódcy. Jedynie kucharka
z ubeckiej stołówki w Sycowie
przypomina sobie, że jeszcze kilka godzin
wcześniej widziała tych funkcjonariuszy
w stołówce. Byli w dobrym
nastroju i mówili, że wybierają się na
polowanie na zające i przy tym tajemniczo
się uśmiechali. Tymczasem sami
zostali "upolowani".
Za zbrodnię na swoich kolegach,
zdesperowani funkcjonariusze z sycowskiego
UB i MO dołączyli następnego
dnia do Dolnośląskiej Grupy
Operacyjnej. Jak już wspomniano złapany
łącznik "Otta" ("Lis"Wink pod groźbą
zamordowania jego narzeczonej, poszedł
na współpracę. Następnego dnia
przyprowadził majora Jonasa pod pisarzowicki
kościół, gdzie trwała narada
"ottowców". Tam szef Grupy Operacyjnej,
podczas legitymowania go
przez "Otta", niespodziewanie wyjął z
rękawa pistolet i trzykrotnie wystrzelił.
Ukryci żołnierze KBW, z pomocą
sycowskich funkcjonariuszy przystąpili
do ataku. Wyborowy strzelec "Otta"
z karabinem maszynowym na wieży
pisarzowickiego kościoła uratował oddział
przed całkowitą zagładą. W czasie
tej zaciętej walki zginęło wówczas
dwóch żołnierzy z jednostki specjalnej
oraz trzech z oddziału "Otta", a kilkunastu
innych zostało aresztowanych.
Tu godzi się nadmienić, że choć
odział "Otta" został rozbity, a jego dowódca
zginął, to niektórzy mieszkańcy
w tamtych miejscowościach wierzą, że
ich bohater nadal żyje gdzieś w Niemczech.
 
efkama
#13 Drukuj posta
Dodany dnia 25-07-2009 17:04
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

Gazeta Sycowska 03.01.2007

Mamy go! Zabiliśmy "Otta"!


Niestety, rzeczywistość przeczy legendzie.
Zwłoki "Otta" przywieziono
najpierw z Pisarzowic do Sycowa.
Według jednych informatorów miał on
być rzekomo pochowany na tzw.
"świńskim Targu" w Sycowie (dziś
SP2). Natomiast według wiarygodnych
źródeł trupa przewieziono do
Wrocławia i tu Bronisław Redliński z
Pisarzowic potwierdził (12 lutego 1946),
że zabitym jest Franciszek Olszówka.
Zwłoki zostały rzekomo zakopane na
Cmentarzu Osobowickim. Miejsca jego
pochówku nie oznakowano.
Pani Alfreda przypomina sobie jedynie
taki epizod: - Po akcji w Pisarzowicach
czterech żołnierzy weszło do naszego
mieszkania przy ulicy Mickiewicza
w Sycowie. Mąż, widząc uzbrojonych
żołnierzy, wystraszył się. A oni
mówią: "Mamy go! Zabiliśmy "Otta"!".
Byli podnieceni. Na ich twarzach było
widać zmęczenie i chcieli się czegoś
napić. Nie wiem, dlaczego wstąpili do
nas, a nie do radzieckiej komendantury
obok. Mąż miał w domu jakiś alkohol
i oni chętnie się napili. Jeszcze
chwilę u nas byli i wyszli. Potem mąż
powiedział mi, że byli to żołnierze z
grupy specjalnej, która przyjechała tu
z Wrocławia, aby zlikwidować "Otta".
Byli zadowoleni, że im się to wreszcie
udało.
 
Madzik83
#14 Drukuj posta
Dodany dnia 26-07-2009 19:08
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

"Otto" zaraz po wojnie, jako syn ziemianina,
przejął jakiś folwark koło
Krzyżownik (między Namysłowem a
Rychtalem)[/quote]

Mowa tu o folwarku Gierczyce, który to Franciszek Olszówka przejął w spadku po swym wuju Gólcz- Mende. Tyle tylko, że to nie jest blisko Krzyżownik.

Edytowano 1raz, ostatnia edycja 2009-07-26 19:09:01




i bez celu podąża w miejsca przez człowieka wzgardzone....usmiech
 
zimek79
#15 Drukuj posta
Dodany dnia 27-07-2009 08:16
Postów:
Data rejestracji: 01.01.70

dzięki za temat i szeroki opis. To moje klimaty usmiech
 
Przejdź do forum:
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło
Monografia Kępna z 1815

Czytaj publikację


bądź pobierz książkę
(ok. 35MB)
Do zobaczenia Efka![0]
Kalendarz

Brak wydarzeń.

Złap nas w sieci NK  FB  BL  TVN24
Ostatnio na forum
Najnowsze tematy
· Leczenie AMD
· Magnesy stolarskie?
· Części samochodowe?
· prezent dla mamy
· Czy miał ktoś proble...
· Prezent dla taty
· Kępno.Węzeł kolejowy.
· Friederike Kempner -...

Losowe tematy
· Wacław Kokociński
· Gmina Trzcinica.
· Wspomnienia "Krysi"...
· Sąsiedzka wizyta w ...
· Wrzesień 1939 we ws...
Najwyżej oceniane zdjęcie
Zdjęcie miesiąca Kwiecień
Kościół na Pólku widziany znad stawu Brzezisko
Liczba ocen: 1
Punktów: 5
Archiwum
44,404,274 unikalne wizyty